Dwa lata temu pisałem o kłopotach opatowskiego starosty BOGUSŁAWA WŁODARCZYKA (na zdjęciu), którego odwołania domagało się Centralne Biuro Antykorupcyjne ("Mydlana afera", TN 19/2012). Rada Powiatu odwołała wówczas starostę, aby po kilku minutach ponownie go powołać.
Po dwóch latach okazuje się jednak, że to nie koniec sprawy. Ponieważ dwa lata to szmat czasu przypomnę fakty. W kwietniu 2012 roku w opatowskim starostwie zjawili się agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy przez kilka dni sprawdzali, czy starosta Bogusław Włodarczyk wypełnił obowiązki wynikające z ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Ustawa ta zapobiegać ma nadużyciu władzy we własnym, prywatnym interesie. Artykuł 4 ustawy z 21 sierpnia 1997 r. stanowi, iż wymienione w tym akcie osoby nie mogą posiadać w spółkach prawa handlowego więcej niż 10 proc. akcji lub udziałów przedstawiających więcej niż 10 proc. kapitału zakładowego w każdej z tych spółek.
Konsekwencją naruszenia ustawowego zakazu powinno być odwołanie takiej osoby przez właściwy organ w ciągu miesiąca od uzyskania informacji o naruszeniu prawa. W praktyce dochowanie ustawowych warunków jest stosunkowo proste i polega na przepisaniu majątku np. na żonę - zazwyczaj po uprzednim orzeczeniu rozdzielności majątkowej - dzieci lub inną zaufaną osobę. Metoda ta, jako żywo, przypomina powiedzenie o sytym wilku i całej owcy.
Zainteresowanie osobą starosty nikogo nie zdziwiło, bowiem zorientowani w biografii Bogusława Włodarczyka wiedzą, że przed objęciem funkcji starosty działał na niwie biznesu, osiągając nawet spektakularne sukcesy. Po wyborze na stołek starosty powinien był jednak pozbyć się majątku, pozostawiając sobie dozwoloną przepisami część dóbr. I właśnie to, czy warunku tego dopełnił, stało się przedmiotem kontroli agentów CBA.
Wyniki kontroli nie były dla starosty pozytywne, bowiem ustalono, że Bogusław Włodarczyk dopuścił się naruszenia przepisów wspomnianej ustawy, ponieważ w dwóch spółkach z siedzibą w Bidzinach pozostawił sobie udziały przekraczające dozwolone 10 proc. wartości kapitału zakładowego.
W tej sytuacji CBA zwróciło się do przewodniczącego opatowskiej Rady Powiatu Zbigniewa Wołcerza z wnioskiem o odwołanie starosty. W praktyce oznaczało to uruchomienie procedury odwoławczej, polegającej na tym, iż w ciągu 30 dni przewodniczący powinien zwołać Radę Powiatu, która winna odwołać starostę. Mimo bezdyskusyjnego stwierdzenia przekroczenia prawa, przewodniczący rady starał się usprawiedliwić starostę, stwierdzając, iż powodem przekroczenia prawa była nie chęć ukrycia majątku, lecz nieświadomość, czy podlega ustawie antykorupcyjnej.
Z oficjalnego oświadczenia można się było dowiedzieć, że: "Bogusław Włodarczyk nie był świadomy tego, że pełniąc funkcję starosty opatowskiego, obowiązuje go zakaz, o którym mowa w ustawie o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcję publiczną".
Oświadczenie o tyle kuriozalne, że jeśli prawa nie zna gospodarz powiatu, to od kogo można tego wymagać?! Poza tym wszystkich nas obowiązuje zasada, że nieznajomość prawa szkodzi. Rychło okazało się, że wielka chmura nad starostą zaowocowała małym deszczem, bowiem kolejna sesja opatowskiej Rady Powiatu przekształciła się w kabaret. Umożliwiła to niekonsekwencja ustawodawcy, który w stosownym przepisie nie zamieścił zapisu o automatycznej utracie prawa do sprawowania urzędu, uzależniając efekt od widzimisię radnych, co pozwoliło na znalezienie stosownej furtki.
Powszechna praktyka jest więc taka, że jeśli w przeciągu miesiąca urzędnik zniweluje zarzuty, np. poprzez pozbycie się części udziałów lub akcji, po formalnym odwołaniu, ponownie się go wybiera. Tak też było w tym przypadku, bo co prawda rada starostę odwołała, ale po oświadczeniu Bogusława Włodarczyka o sprzedaży udziałów, ponownie powołała go na stanowisko starosty. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz