W kołchozie imienia Józefa Stalina były ogromne stada bydła, owiec, kóz i koni. Były też pola obsiewane zbożem. Mimo to, każdego roku dziesiątki pracujących w nim osób umierały z głodu. Taka była polityka sowieckiej władzy, a ofiarami tej polityki padały w pierwszej kolejności gromady zesłańców, których siłą wyrwano z rodzinnych domów i, po morderczej podróży, wysadzono na niegościnnym kazachskim stepie.
Rodzina Zecerów z Kosewa na Mazowszu - jedna z wielu, którym doświadczyć było dane gehenny nieludzkiej ziemi. Można powiedzieć, że mieli tragicznego pecha. NKWD przyszło do ich domu nocą 20 czerwca 1941 roku, a więc tuż przed atakiem Niemiec na Związek Radziecki. Kto wie jak potoczyłyby się ich losy, gdyby termin wywózki przesunięty został choćby o kilkanaście godzin. Tak się jednak nie stało. Wyrwano ich ze snu, załadowano na wóz, pozwalając szczęśliwie zabrać trochę podręcznych rzeczy, a potem do wielkich bydlęcych wagonów. W ten sposób zaczął się mający trwać pięć lat koszmar... (rs)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz