W czasach, gdy na polskiej wsi coraz trudniej spotkać krowę, widok pasącego się na łące konia można śmiało uznawać za ewenement, a kurze jaja zdecydowanie częściej przywożone są z miasta, niż wywożone w przeciwnym kierunku, pewien mieszkaniec Alfredówki (gmina Nowa Dęba) postanowił zafundować sobie stado owiec. Na początek, bo w niedalekiej przyszłości chce hodować też kozy, kury i konie.
Owce przyjechały do Alfredówki z powiatu lubaczowskiego. Jest ich dziesięć. Stado zostało zarejestrowane w Agencji Rynku Rolnego. Zwierzęta zostały zakolczykowane i każdemu założono "kartotekę". Właściciele nadali im imiona. Jest na przykład Kolumba, która, jak prawdziwy odkrywca, wszędzie próbuje zajrzeć. Jest też Przytulak, który jako pierwszy chciał bliżej obcować z ludźmi.
- Ta rasa nazywa się wrzosówka. To jedna z najstarszych polskich ras tych zwierząt. Są dużo mniejsze od tych najbardziej popularnych górskich owiec. Kiedyś były bardzo rozpowszechnione na tych terenach - mówi Marcin Kurnik, właściciel jedynego w powiecie tarnobrzeskim, a być może nawet w całym regionie, stada wrzosówek.
Zwierzęta pasą się na łące za domem. Na widok człowieka lekko się niepokoją i zaczynają powoli przechodzić na drugi koniec pastwiska. Gdy Marcin bierze w rękę trochę trawy, kuca i zaczyna je nawoływać z czasem zaczynają jednak do niego podchodzić.
- Są prawie oswojone. Kiedy kucniesz, a masz w ręce jakiś smakołyk, to podchodzą, dają sie głaskać i chcą się bawić - mówi. - Na początku wypuściliśmy je do sadu, żeby były blisko domu i żebyśmy mieli z nimi kontakt. Codziennie chodziliśmy podlizywać im się z koszykiem marchewek. Jak już jedna odważyła się i podeszła, to zaraz za nią szły inne. Gdy nas otoczyły, to brakowało rąk, żeby je karmić. (rn)
Więcej w papierowy wydaniu TN.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz