Wracamy do tematu przedsiębiorców poszkodowanych przez jedną z firm pośrednictwa pracy. Firma już nie istnieje, przeciwko jej właścicielowi, który przebywa za granicą, toczy się postępowanie prokuratorskie, a mimo to ZUS i urząd skarbowy żądają od kilkuset przedsiębiorców z całego kraju zwrotu składek i podatku, które już raz zapłacili.
Przedsiębiorców wspierają politycy, w tej sprawie odbyło się już dziesiątki spotkań i konferencji, powstało też wiele materiałów prasowych i telewizyjnych. Jednak mimo tak zakrojonego wsparcia i, jak się wydaje, ewidentnej racji, część przedsiębiorców nie ma złudzeń, że wygra z organami państwa. Dla wielu z nich będzie to oznaczać bankructwo.
Chodzi o tak zwany outsourcing pracowniczy, obecnie bardzo popularny w wielu zakładach pracy, także z naszego regionu. W skrócie chodzi o to, że przedsiębiorstwo podpisuje umowę z firmą pośrednictwa pracy (outsourcingową), zatrudniającą pracowników, którzy świadczą mu usługę pracy. Przedsiębiorca sam nie zajmuje się sprawami pracowniczymi, wszystko załatwia firma outsourcingowa. On tylko reguluje przedłożone mu faktury za pracowników, których elementami są składki, podatki, a także wynagrodzenie dla firmy za świadczoną usługę. Tak to powinno funkcjonować.
I tak miało być w przypadku setek przedsiębiorców, którzy związali się z firmą outsourcingową, której właścicielem był Zdzisław K. Wszystko wskazuje na to, że zostali oszukani. A chodzi o niebagatelną kwotę ponad 62 mln zł. Poszkodowanych jest ponad 700 przedsiębiorców, którzy zatrudniają w sumie około 30 tysięcy pracowników.
Mechanizm działania wszędzie wyglądał bardzo podobnie. Przedsiębiorcy podpisywali umowę z firmą pana K. Zatrudniała ona pracowników, których oni wcześniej zatrudniali u siebie. Charakter pracy się nie zmieniał, zmieniał się tylko pracodawca. Przedsiębiorcy terminowo regulowali faktury, a po kilku lub kilkunastu miesiącach okazywało się, że pracownicy nie mieli odprowadzanych składek do ZUS, a zwrotu podatku domagał się też urząd skarbowy. I to nie od firmy outsourcingowej, tylko od przedsiębiorców. Ci zaczęli się o sobie dowiadywać, organizować spotkania, w wyniku czego powstało nieformalne Porozumienie Przedsiębiorców Poszkodowanych przez Outsourcing Pracowniczy. Grupa ta skrupulatnie archiwizuje wszystkie materiały medialne na swój temat, spotyka się z politykami, szuka pomocy wszędzie, gdzie jest to możliwe. Dla wielu z tych przedsiębiorców zapłata po raz drugi żądanych składek oznacza bankructwo.
Również w naszym regionie nie brakuje przedsiębiorców, którzy kiedyś zaufali firmie pana K. i teraz mają kłopoty. Jednym z nich jest Jacek Sieradzki z Sandomierza, którego historię opisywaliśmy, a drugim Szczepan Gunia ze Skopania.
Jacek Sieradzki jest właścicielem kilku firm w Sandomierzu, a w jego przypadku sprawa dotyczy 18 pracowników. Umowę z firmą outsourcingową podpisał w maju 2012 roku. Zgodnie z nią, jego pracownicy zostali zatrudnieni w firmie pana K., a jemu, tak jak do tej pory, świadczyli usługę pracy. Sieradzki do 10 każdego miesiąca regulował faktury. W tamtym czasie w firmie Jacka Sieradzkiego pojawili się kontrolerzy skarbówki, ZUS-u i inspekcji pracy, nie wykrywając żadnych nieprawidłowości. W okresie współpracy z firmą pana K. nie otrzymał też ani jednego zawiadomienia z którejś z tych instytucji o zaleganiu z jakimikolwiek składkami czy podatkami.
Współpraca zakończyła się w październiku 2013 roku, kiedy pracownicy nie otrzymali wynagrodzeń. Z firmą outsourcingową nie było już wówczas kontaktu. Wszystko wskazuje na to, że już wtedy zainteresowały się nią organy ścigania. Pracownicy złożyli więc w firmie pana K. wypowiedzenia z pracy, po czym Sieradzki zatrudnił ich ponownie u siebie, na wcześniejszych zasadach.
To był jednak dopiero początek kłopotów. Po pewnym czasie odezwała się skarbówka, która zażądała od niego zapłacenia zaległych podatków za pracowników. Zgłosił się również ZUS, który zarzucił przedsiębiorcy, że ten zawarł umowę z firmą outsourcingową w sposób nielegalny. W konsekwencji ZUS chce go obciążyć kosztami pracowniczymi za okres gdy pracownicy byli formalnie zatrudnieni w firmie K.
Przepychanki przedsiębiorcy z tymi instytucjami trwają do dzisiaj. Obecnie przeciwko niemu toczy się 18 procesów sądowych (każdy dotyczy jednego pracownika). Zapadło już pięć wyroków, niekorzystnych dla przedsiębiorcy, od których się odwołał.
- Jakbym miał jeszcze raz zapłacić te pieniądze za pracowników, to wyniosłoby mnie to około 200 tys. zł, a jestem jednym z najmniej poszkodowanych. Są tacy, którzy, jeśli przegrają procesy, to będą musieli zapłacić nawet 2,5 mln zł. Nie liczę oczywiście kosztów procesów, które są przeciwko nam prowadzone. Uważam, że to jest zaszczuwanie przedsiębiorców - mówi Jacek Sieradzki. (...)
Józef Żuk
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz