Wraz z nadchodzącą zimą pojawia się pytanie, jak pomóc ludziom pozbawionym dachu nad głową. Problem jest tym poważniejszy, że bez dobrej woli samych bezdomnych wszelkie działania są daremne.
W okresie przemian ustrojowych w Polsce nasiliło się zjawisko bezdomności. To wtedy ks. Michał Józefczyk, proboszcz parafii MBNP w Tarnobrzegu, postanowił założyć noclegownię na os. Serbinów. Większość podopiecznych to ludzie starsi, ale nie jest to regułą.
- Nasi podopieczni są w różnym wieku. Głównie to ludzie starsi, ale są też tutaj osoby tuż po dwudziestce - mówi Urszula Lenart, pracownica noclegowni. Skąd tacy młodzi bezdomni? Przyczyny są różne. Sytuacja w domu, konflikt z prawem, w następstwie którego po odsiadce nie ma gdzie wrócić.
Każda osoba to inna historia. Nie jest tajemnicą, że znaczna część spośród nich ma problem z alkoholem. Kiedy wraz z czasem ubywa zdrowia i sił, noclegownia pozostaje jedyną szansą na normalną egzystencję. Tu mogą żyć w przyzwoitych warunkach, mogą się wyspać, umyć, zjeść ciepły posiłek, ale muszą przestrzegać reguł. Jedną z nich jest zakaz spożywania alkoholu. Nie każdemu to odpowiada. Część to tak zwani ulicznicy, czyli ludzie z miasta. Pędzą koczowniczy tryb życia, przeszukując śmietniki. Wielu z nich miało dom i rodzinę, niestety, za sprawą nałogu wszystko przegrali i ostatecznie wylądowali na ulicy. Na Serbinowie bywają, kiedy są głodni albo wyczerpani. Kiedy nabiorą sił i najedzą się - odchodzą.
Kolejną grupą są mieszkańcy z okolic Tarnobrzega. Najczęściej są samotni, w podeszłym wieku, nierzadko pijący. Posiadają domy, a raczej to, co z nich zostało. Do noclegowni przychodzą spędzić jesień i zimę. Na wiosnę wracają do siebie. Z racji tego, że to jedyna taka placówka w Tarnobrzegu, często bywa, że nietrzeźwych i znalezionych w różnych miejscach przywozi policja i straż miejska.
W noclegowni oprócz ciepłego miejsca do spania i posiłku zapewnioną mają opiekę medyczną i niezbędne lekarstwa. Obecnie przebywa tu sześćdziesięciu pensjonariuszy, ale liczba ta ciągle się zmienia. W okresie zimowym zainteresowanie placówką wzrasta. Pomimo całkowitego zakazu spożywania alkoholu i regule nieprzyjmowania osób nietrzeźwych, w zimie przyjmuje się również pijanych - w trosce o ich zdrowie i życie. - Lepiej niech przyjdzie tu pijany, niż ma zamarznąć - rozkłada ręce pani Urszula.
Praca w takim miejscu wymaga odpowiedniego podejścia i pewnych cech charakteru. - Trzeba kochać swoją pracę - mówi pani Urszula. - Ja kocham to, co robię. Interesuję się tymi ludźmi. Nie tylko tutaj, jak spotkamy się w mieście, to się ich nie wstydzę, zawsze porozmawiamy. Przebywających w schronisku obowiązują też inne zasady: dbanie o porządek i punktualne przychodzenie na posiłki. Dla niektórych to jednak za dużo. Uciekają z tego, jak mówią, więzienia. (...)
Edward Siedlak
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz