Jeśli to prawda, że los ma poczucie humoru, to w przypadku pani Janiny raczej się nie popisał. Nie jest to bowiem humor wysublimowany, ale kawał ordynarny i tym dramatyczniejszy, że wzmocniony powagą paragrafu i urzędu.
Sprawa należy do kategorii prostych, ale także niejednoznacznych, bo litera prawa to jedno, a drugą sprawą są kwestie moralne, przemawiające na korzyść naszej bohaterki. Sprawa Janiny Gronek z Furmanów dowodzi, że przypadek potrafi pogmatwać wszelkie plany i unicestwić nawet najlepsze intencje. Szczególnie jeśli przedłużeniem ramienia życiowego fatum są mało wrażliwi urzędnicy.
Życiorys Janiny obfituje w dramaty, z których wspomnieć można ciężką chorobę 89-letniej matki oraz dolegliwą chorobę córki, która w poszukiwaniu skutecznego leczenia czasowo przebywa we Francji. Ponieważ obowiązek stałej opieki nad matką uniemożliwia Janinie podjęcie pracy, obie utrzymują się z matczynej emerytury powiększonej o około 500-złotowy zasiłek opiekuńczy.
Na szczęście druga córka mieszka w Tarnobrzegu, dzięki czemu Janina może liczyć na pomoc. Kolejnym doświadczeniem była powódź w 2010 roku, która dodatkowo przyczyniła się do wzrostu życiowego ciśnienia.
Początek problemu sięga 2009 r., kiedy to Janina przepisała córce dom i działkę, za co ta zobowiązała się do opieki nad nią oraz chorą siostrą. Poza tym w grę wchodziło uiszczanie ubezpieczeniowych i podatkowych powinności, na które Janinę nie było stać. W umowie notarialnej zawarta została klauzula o służebności mieszkaniowej dla Janiny i jej matki, zgodnie z którą miały dożywotnie prawo do mieszkania w przekazanym córce domu.
I być może wszystko potoczyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie powódź. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz