Na całym świecie ludzie w swoich obejściach wieszają podkowy. Wierzą, że podkowa chroni ich i przynosi szczęście. A wszystko to dzięki św. Dunstanowi, patronowi kowali. Święty Dunstan, zanim został opatem klasztoru, a w końcu świętym, był kowalem. Jako rzemieślnik zasłynął z rzetelności, kunsztu kowalskiego, a przede wszystkim życzliwości w stosunku do ludzi.
Kowalem zainteresował się sam diabeł i przyszedł, pod postacią młodzieńca, podkuć kopyto. Kowal, czując swąd siarki, zorientował się z kim ma do czynienia i uwięził diabła. Ten, w zamian za wolność, przysiągł omijać domostwa, gdzie będzie wisieć podkowa. I dlatego do dziś ludzie wieszają podkowy, a profesja kowala, choć rzadka dziś, cieszy się poważaniem.
Legendę tę usłyszałem od Christopha Hoffmanna (na zdjęciu), Niemca z pochodzenia - kowala, który od jedenastu lat mieszka i prowadzi pracownię kowalstwa artystycznego w Tarnobrzegu. Mówi, że to tylko legenda, ale coś w niej jest.
- W siedzibie firmy wisiała podkowa, końcami do dołu. Pewnego dnia zmieniłem jej położenie i zawiesiłem ją końcówkami do góry. Proszę mi wierzyć, z dnia na dzień zrobił się w firmie totalny marazm. Przestaliśmy mieć zlecenia. Kompletnie. Odwróciłem podkowę i wszystko wróciło do normy - opowiada.
Kowalstwo od kilku lat przeżywa renesans. W dobie masowej produkcji, kiedy wydawałoby się, że, podobnie jak kilka innych profesji, zaniknie, okazało się, że wcale niemała część ludzi szuka produktów nietypowych. Kowale nie wypadli z obiegu. Przykładem jest właśnie Christoph Hoffmann.
Kowalstwem zajął się stosunkowo niedawno. - Nie jestem kowalem z wykształcenia. Ukończyłem studia menedżerskie, zarządzanie firmami i korporacjami - mówi. - W 2003 roku mieszkałem w Warszawie, gdy zadzwonił do mnie kolega, informując, że upadła firma w Tarnobrzegu, która zajmowała się kowalstwem. Zaryzykowałem kupno firmy i podjąłem próbę jej reaktywacji, bo rynek wydawał się chłonny.
Tak zaczęła się przygoda pana Christopha z kowalstwem. Początkowo miał to być tylko biznes. Nie wie, w którym momencie całe przedsięwzięcie zaczęło być czymś znacznie więcej.
- Jako młody chłopak dosyć dużo rysowałem. Duszę artysty ponownie odkryłem właśnie w kowalstwie. Dotarło do mnie, że się w tym odnajduję, że wykonywanie różnych form i możliwość wymyślania nowych rzeczy sprawia mi ogromną radość. Pokochałem metal. (...)
Edward Siedlak
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz