W najnowszym numerze "Tygodnika Nadwiślańskiego" można przeczytać rozmowę z Janem Tarnowskim, głową rodu Tarnowskich, synem ostatniego właściciela Dzikowa.
- Rozmawiamy w zamku dzikowskim, który był Pana rodzinnym domem. Zachował Pan wspomnienia tego miejsca z dzieciństwa?
- Najlepiej pamiętam lata okupacyjne. To nie były najlepsze wspomnienia. Ojca nie było, bo siedział w obozie jenieckim, w zamku stacjonowali Niemcy, a mama, mając na głowie mnie i troje mojego rodzeństwa, próbowała przeżyć ten straszny czas. Jednocześnie angażowała się w konspirację, w pomoc ludziom...
- Na powrót do Polski i do rodzinnego Dzikowa musiał Pan czekać ponad pół wieku. Zapamiętał Pan tę pierwszą po latach wizytę?
- Przyjechałem do Polski w 1988 roku chyba, z moją mamą. Chciała jeszcze pójść na grób ojca, pochowanego w krypcie rodzinnej w kościele Dominikanów w Tarnobrzegu. Przyjechaliśmy do Dzikowa, spacerowaliśmy, pokazywała mi różne rzeczy, dopiero wówczas zaczęła opowiadać o wielu sprawach. Wtedy wróciły jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Powrót do Polski był dla mnie ciężkim przeżyciem...
i elektronicznym wydaniu "Tygodnika Nadwiślańskiego".
KUP e-TN:
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz