Prostytutki, tancerki erotyczne i cały przemysł seksualny budzi jednocześnie odrazę i intryguje. Każdy się wzdryga i zarazem chciałby wiedzieć, co skrywa ten tajemniczy świat. Nie jestem tu wyjątkiem, jednak nie spodziewałem się, że będę miał okazję tak szybko zaspokoić swoją ciekawość.
Stało się. Niczym w piosence Big Cyc. Rudy, kolega ze szkolnej ławy, poinformował przy piwie, że się żeni. Nam, przyjaciołom, pozostało pogratulować, ostrzec przed ewentualnymi konsekwencjami nieodpowiedzialnej oraz pochopnej decyzji i najważniejsze - zorganizować wieczór kawalerski.
Trzeba było pomyśleć o sprawach organizacyjnych. Kwestie lokalu, cateringu i alkoholu dosyć szybko zostały załatwione. Pozostała najważniejsza sprawa. Zorganizowanie atrakcji wieczoru, czyli dziewczyny, która swoim towarzystwem, umiejętnościami czy swoim, nazwijmy umownie, show uatrakcyjniłaby wieczór.
- Który zna jakiś burdel?- padło pytanie i zaczęliśmy spoglądać po sobie. Ostatecznie, wszyscy mieliśmy podobną wiedzę. Kiedyś był w Tarnobrzegu lokal, oferujący tego typu rozrywki, ale z tego, co nam było wiadomo, od kilku lat nie funkcjonuje. Doszliśmy do wniosku, że szansą jest internet, ewentualnie taksówkarze, w końcu znają miasto od poszewki.
Kiedy opuściliśmy lokal, zwróciliśmy uwagę na stojące w pobliżu taksówki. Nie zwlekając ruszyliśmy w ich stronę. Tak jak podejrzewaliśmy, nie ma w Tarnobrzegu takich przybytków. Na pocieszenie dostaliśmy informację o prywatnym mieszkaniu na jednym z tarnobrzeskich osiedli, gdzie przyjmuje pani świadcząca usługi, o jakie pytaliśmy. Kierowca wraz z numerem rzucił ostrzeżenie: - Ale ona się sypie ze starości.
Wystukałem numer. Głos w słuchawce zabrzmiał dosyć chrapliwie i niezbyt miło. Okazało się, że rozmawiam z osobą konkretną, bo mogłem odwiedzić mieszkanie już za kilka minut i od razu usłyszałem cennik. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu tłumaczyć telefonicznie celu mojej wizyty i wszystko wyjaśnię na miejscu. Kiedy podjechaliśmy na umówioną ulicę i zgodnie z umową zadzwoniłem jeszcze raz. Dostałem numer mieszkania. Odnalazłem klatkę i spokojnie ruszyłem przed siebie. Chłopaków zostawiłem na parkingu.
Stanąłem przed drzwiami. Kilka oddechów i zapukałem. Drzwi pomału się uchyliły, ale nikt się nie pojawił. Doszedłem do wniosku, że mam wkroczyć w ciemną przestrzeń przedpokoju. Wszedłem. Tak jak się spodziewałem, moja rozmówczyni stała za drzwiami. - Dobry wieczór- powiedziałem niepewnie. - Cześć- usłyszałem. - Nikt cię nie widział? Nikt nie stał na klatce? - grad pytań spadł na mnie niespodziewanie. - Nie - odpowiedziałem, rozglądając się po mieszkaniu.
Całkiem zwyczajne. Dwa pokoje, łazienka, kuchnia. Nic szczególnie rzucającego się w oczy. - Wejdź do pokoju- usłyszałem i ruszyłem przed siebie. Weszliśmy do pokoju i wtedy dopiero ujrzałem gospodynię. W świetle telewizyjnego ekranu i nocnej lampki dostrzegłem zniszczoną twarz, zaniedbane włosy i wulgarne, a może po prostu przepełnione rutyną spojrzenie. - To na ile zostajesz?- padło pytanie.
Puszki po piwie na nocnym stoliku utwierdziły mnie w przekonaniu, że głos, jak i cała fizjonomia mojej rozmówczyni to wynik nadmiernej eksploatacji organizmu. - No, gdybym Rudemu sprawił taką niespodziankę, nigdy by mi nie wybaczył- pomyślałem. Jednocześnie zacząłem się gorączkowo zastanawiać, jak wybrnąć z sytuacji...
- Yyyy, chciałem spytać, czy obsługuje pani wieczory kawalerskie?- wydukałem. Wolałbym nie widzieć tego spojrzenia. - Jakie wieczory?! Coś ty, ku..a, głupi?! To ty nie wiesz, po co przyszłeś?. Doszedłem do wniosku, że to wszystko nie ma sensu. Pożegnałem się jak najszybciej i wyszedłem, słysząc złorzeczenia gospodyni. Streściłem chłopakom sytuację. Pozostał internet. (...)
Olgierd Dworski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
M10:23, 07.11.2013
0 0
Świetny tekst. Może całość na WWW? 10:23, 07.11.2013