Zamknij

Ślub w cegielni [Reportaż]

14:39, 10.02.2017 TN
Skomentuj

Na przestrzeni lat fotografia ślubna przeszła niesamowitą metamorfozę. Wraz z ewolucją sprzętu  i rozwojem internetu, który umożliwił podpatrywanie "jak to się robi" na drugim krańcu świata, zmieniły się zarówno możliwości fotografujących, jak i oczekiwania fotografowanych. Nie zmieniło się jedno - zdjęcia ślubne powinny kipieć od emocji, a swoją estetyką trafiać przede wszystkim w gusta pary młodej.

Jeszcze kilka lat temu dzień pracy fotografa ślubnego zaczynał się dużo później niż dziś. Nie było zwyczaju dokumentowania przygotowań do ślubu. Fotografowie nie odwiedzali kosmetyczek i fryzjerów, nie uczestniczyli w ceremonii ubierania się przyszłych małżonków. Pracę zazwyczaj zaczynali dopiero przy błogosławieństwie lub w kościele. Dziś pierwsze zdjęcia robią już nawet pięć godzin przed mszą.

OSWAJANIE Z APARATEM

- Dziś fotografowanie dnia ślubu zaczyna się we wczesnych godzinach porannych - u fryzjerki czy kosmetyczki, gdzie utrwala się metamorfozę, jaką przechodzi panna młoda. Fotografuje się też przygotowania w domach. Dla mnie to bardzo ważny czas, bo wtedy młodzi i ich rodziny przyzwyczajają się do mojej obecności. Dzięki temu przestają na mnie zwracać uwagę, co jest wyjątkowo ważne w kluczowych momentach - mówi Mariusz Dyszlewski, jeden z najbardziej rozchwytywanych tarnobrzeskich fotografów "nowej ery". Pracę z częścią par zaczyna jeszcze przed dniem ślubu. W swojej ofercie ma bowiem fotografię przedślubną, czyli tak zwane sesje narzeczeńskie. - Sesje narzeczeńskie też pozwalają parze oswoić się z fotografem, a jemu wyczuć ich estetykę i ocenić, na co może sobie pozwolić podczas pracy z nimi. Nie wszyscy od razu są otwarci przed obiektywem, niektórzy się wręcz blokują. Nie chciałbym, żeby w najważniejszych momentach czuli się niekomfortowo. Dlatego czasami sam proponuję taką dodatkową sesję.

NIEWIDZIALNI

Ślub i wesele to czas polowania na emocje, na ulotne chwile, które z założenia państwo młodzi przeżywają jeden jedyny raz w życiu. Dzisiejsi fotografowie starają się nie ingerować w przebieg uroczystości, wolą być niewidoczni - nie ustawiać weselników do zdjęć, nie wymuszać uśmiechów.

- Nie mówię parze młodej, aby w którymś momencie ceremonii ślubnej poparzyli na mnie, czy uśmiechnęli się do mnie. Najważniejsze jest, aby łapać naturalne emocje - jakieś oglądanie się za siebie, chwile zawahania, naturalny śmiech - mówi nam Paweł, inny z młodych fotografów.

- Gdy pary przychodzą odebrać album, często mówią, że nie widzieli mnie w pewnych momentach i zastanawiali się, czy uwieczniłem te chwile, na których im zależało. Ale jak oglądają zdjęcia, to okazuje się, że jest na nich wszystko, co miało być. Okazuje się, że byłem tam, gdzie trzeba, i dobrze wiedziałem, co mam zrobić, mimo że mnie stamtąd nie pamiętają - dodaje M. Dyszlewski. - Bardzo lubię wesela tematyczne, od początku do końca utrzymane w jakiejś konwencji. W tym roku miałem przyjemność fotografować wesele, które w całości było w stylu góralsko-wiejskim. Para młoda do ślubu jechała na rowerze - tandemem. To było coś zupełnie odlotowego, bo przeważnie pojazdem ślubnym jest samochód. Rower był zresztą myślą przewodnią tego dnia, bo pojawiał się też w czasie wesela i później na sesji. W takiej sytuacji, gdy nie ma sztampy, fotograf może się wykazać. Musi bacznie wszystko obserwować, żeby żaden ważny moment mu nie umknął.

- Trzeba nauczyć się przewidywać, co może się za chwilę stać. Fotograf musi uważnie przyglądać się temu, co się wokół dzieje, a czasem nawet wsłuchać się w czyjąś rozmowę, żeby być przygotowanym na to, co może z niej wyniknąć, i wiedzieć, w którą stronę wycelować aparat. Czasem bowiem najciekawsze rzeczy nie dzieją się wcale w centrum wydarzeń, ale na przykład dwa rzędy dalej i to tam można zrobić najciekawsze zdjęcie. To kwestia doświadczenia - trzeba mieć na koncie trochę wesel, żeby nauczyć się wyłapywać takie rzeczy. Z jednej strony ich scenariusz zawsze jest podobny, a z drugiej te imprezy są nieprzewidywalne - tłumaczy nasz drugi rozmówca.

OD ANALOGA DO CYFRÓWKI

Dziś w fotografii ślubnej dużą wagę przywiązuje się do różnych detali - do tego, jakie buty ma pan młody, a jakie kwiaty świadkowa. Kiedyś nie fotografowało się takich dodatków choćby z tego powodu, że do dyspozycji była ograniczona liczna klatek filmu. Koszt wykonania jednego zdjęcia był nieporównywalnie wyższy niż dziś.

- Gdy śluby fotografowało się aparatami analogowymi, robiło się zdecydowanie mniej zdjęć niż dziś. Filmy były drogie i trudno dostępne. Na sfotografowanie ślubu i wesela średnio wykorzystywało się ich pięć. Każdy miał 36 klatek, a więc łącznie robiło się ok. 200 zdjęć. Gdy pojawiły się cyfrowe aparaty, to się bardzo zmieniło. Dziś ludzie robią tysiące zdjęć, a później wybierają najlepsze - mówi Bogdan Myśliwiec, który "na koncie" ma około tysiąca ślubów. Zdarzyło się, że jednego dnia robił zdjęcia na aż 16 cywilnych. Każdy trwał około 30 minut, więc w urzędzie spędził 8 godzin! - W przeszłości trzeba było tak gospodarować miejscem na filmach, żeby wystarczyło go do końca. Wszystko musiało być dobrze zaplanowane - na przykład, to że na oczepiny poświęcasz 15 czy 20 klatek. Musiałeś się w tym zmieścić i to musiały być dobre, udane zdjęcia. Nie można było pstryknąć pięćdziesięciu niemal identycznych zdjęć, żeby później wybrać najfajniejsze ujęcie.

- Wywoływało się wszystkie zdjęcia, bo nie wiadomo było, które klatki są dobre, a które nie. Tego dowiadywaliśmy się dopiero odbierając odbitki. Te, na których ludzie mieli zamknięte oczy, lub coś nie wyszło tak, jak miało, po prostu się wyrzucało. Młodym oddawało się zdjęcia włożone do albumu wraz z filmami. To był gotowy produkt - dodaje Wacław Pintal redaktor naczelny "TN", który także przez wiele lat fotografował śluby. - Czasy się zmieniły i dziś pary zazwyczaj nie chcą albumów z wkładanymi odbitkami. Teraz drukuje się książki w formie albumów. Zdjęcia w nich są różnej wielkości, niektóre na przykład w ramkach czy z jakimiś podpisami. To są wręcz dzieła sztuki.

OD ZAMKU DO STAREJ FABRYKI

- Technika fotografowanie się nie zmieniła. Zdjęcia wciąż robi się tak samo. Zmieniło się za to podejście do fotografii ślubnej. Teraz wymyśla się różne nietuzinkowe ujęcia, na plenery jeździ się z młodymi w nietypowe, wręcz dziwne miejsca. Wszystko po to, żeby te zdjęcia były bardziej oryginalne, żeby nikt inny takich nie miał - wyjaśnia B. Myśliwiec.

- Sesje plenerowe najczęściej robiło się na zamku w Baranowie Sandomierskim, w Dzikowie, pałacu w Kurozwękach, pałacu w Czyżowie Szlacheckim. Fotografowało się we wnętrzach zabytkowych budowli i parkach wokół nich. Najdalej na takiej sesji byłem w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Czasy się jednak zmieniły i nastała inna moda. Dziś na sesje jeździ się do zrujnowanych cegielni, zdjęcia robi się na jachtach, na plażach czy w wodzie. Nie robi się ich w dniu ślubu, ale później. Za moich czasów młodą parę po prostu porywało się na półtorej godziny z wesela - dodaje W. Pintal.

Fotografowie "nowej ery" przekonują, że aby zrobić piękne zdjęcia, nie trzeba znaleźć się w miejscu pełnym przepychu. Wręcz przeciwnie - dziś modne jest wykonywanie sesji w miejscach na pierwszy rzut oka niezbyt estetycznych.

- Faktycznie duża część par na sesję plenerową wybiera inny termin niż dzień ślubu. Zależy im bowiem na tym, aby te zdjęcia powstały w jakimś nietypowym miejscu. Ja jednak preferuję zrobienie także choćby jakiegoś małego plenerku w dniu ślubu, bo te emocje na twarzach, ten błysk w oczach są niepowtarzalne - zdradza Mariusz Dyszlewski. - Każde miejsce jest dobre do wykonania sesji plenerowej. Jedna z par, z którą pracowałem, nie mogła się zdecydować, gdzie chce mieć sesję narzeczeńską, która miała być w stylu piknikowym. Przyjechali do mnie i zabrałem ich w okolice stacji paliw Shell, gdzie jest trochę trawy, kilka drzew. I to wystarczyło. Szukając miejsca na swoją sesję pary patrzą strasznie szeroko, a tak naprawdę fotografowi wystarczy tylko fragment większej całości. Często robię sesje w starych fabrykach. Uwielbiam miejsca, w których elegancja spotyka się z takimi wręcz brudnymi wnętrzami. Zdaję sobie jednak sprawę, że te zdjęcia nie są wieczne. Teraz to jest modne, ale z czasem przestanie. Dlatego zawsze staram się wykonać też kilka tradycyjnych, ponadczasowych ujęć.

- Nie skupiam się na miejscu, w którym robię zdjęcia, ale na obiekcie, który fotografuję. Trzy czwarte zdjęcia to para młoda, a reszta to tylko tło, a nie odwrotnie. Żeby zrobić fajne zdjęcia wystarczy kawałek łąki, podrapanej ściany czy płotu. Cokolwiek - dodaje Paweł. - W Stalowej Woli do niedawna istniał budynek dawnej parowozowni. To było genialne miejsce na plenerowe sesje, w którym z każdą parą można było zrobić po czterdzieści niepowtarzalnych kadrów. Zawsze lubiłem robić zdjęcia w takich starych, zniszczonych budynkach. Niestety, jest ich coraz mniej.

POPRAWIANIE NATURY

- W czasach analogowej fotografii zdjęcia oddawało się już po kilku dniach. Dziś na zdjęcia zazwyczaj czeka się tygodnie, bo przechodzą one staranną, drobiazgową obróbkę. Wtedy odbierałeś wywołane zdjęcia i nie mogłeś zrobić żadnej obróbki. Jedynie selekcję - mówi B. Myśliwiec.

- Nawet gdy nie było programów do retuszu zdjęć typu Photoshop, to "podkręcało" się je w inny sposób. Były takie filtry efektowe francuskiej firmy Cokin, które robiły to samo, co dziś robi się na komputerze. Trzeba było tylko nakręcić z przodu obiektywu specjalną nasadkę i wkładać w nią odpowiednio dobrane filtry. Były takie, które powodowały zmianę odcienia nieba, albo powodowały, że żarówki kościelnych żyrandoli zmieniały się w wieloramienne gwiazdki - opowiada W. Pintal.

Współcześni fotografowie starają się pracować bez lamp błyskowych. Podczas mszy ślubnej czy wesela coraz rzadziej można zobaczyć jej błysk, dzięki czemu fotografowie mogą być tak dyskretni, jak pisaliśmy wyżej. Niedoskonałości, które powstają przez niedobór światła, poprawiają później komputerowo.

- Z każdego zdjęcia można coś wyciągnąć, na każdym można coś poprawić. Mówię głównie o świetle i kolorach. Światło zastane na miejscu często nie jest na tyle dobre, żeby wykonane przy nim zdjęcia mogły być finalnym produktem. Później trzeba więc trochę nad nimi popracować. Przede wszystkim staram się jednak pilnować koloru skóry, żeby nie wpadał w niebieski, brązowy, czy oliwkowy, jak to się często zdarza. Cała reszta to tak naprawdę tylko dodatek - mówi Paweł.

RAFAŁ NIECKARZ

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%