Zamknij

Stanąć na nogi

09:09, 23.01.2013 TN Aktualizacja: 08:53, 30.01.2013
Skomentuj

wózek (Medium)24-letni GRZEGORZ ZEŻUŁA z Tarnobrzega (na zdjęciu) walczy o powrót do pełnej sprawności po wypadku. Udowadnia, że nawet jeśli lekarze kreślą czarne scenariusze i nie dają zbyt dużych szans na wyzdrowienie,  dzięki sile woli i ambicji można dosłownie stanąć na nogi.

Grzesiek 1 stycznia 2011 roku został potrącony przez  samochód. Obrażenia, które odniósł, były poważne. Półtora miesiąca był nieprzytomny. Gdy w końcu jego stan się  ustabilizował i po raz pierwszy otworzył oczy, usłyszał od  lekarzy, że ma połamaną miednicę.  - Pierwsze diagnozy były obiecujące. Lekarze mówili, że  miednica się zrośnie i jeszcze będę biegał- mówi Grzesiek. Z tarnobrzeskiego szpitala przewieziono go do Otwocka.  Tam dowiedział się, że ma uszkodzony kręgosłup.

- Lekarze powiedzieli, że na tę chwilę najważniejsze jest,  żeby nerwy się odbudowywały, żebym wrócił do sprawności.  Odesłali mnie do Konstancina na rehabilitację - wspomina  nasz rozmówca. Była połowa marca - dwa i pół miesiąca od  wypadku. - Po trzech miesiącach rehabilitacji byłem w stanie  zrobić krok, może dwa i to w chodziku, a byłem tak zmęczony,  jakbym przebiegł maraton. Usłyszałem, że jestem skazany na  jazdę na wózku.

Skazany na wózek? On? Dwudziestodwulatek, który  jeszcze niedawno grał w piłkę na poziomie czwartej ligi? - Od dziewiątego roku życia grałem w Siarce Tarnobrzeg.  Byłem nawet trzecim bramkarzem w pierwszej drużynie. Później złapałem kontuzję i  miałem trochę przerwy. Na pierwszym roku studiów wróciłem do piłki. Byłem zawodnikiem  Strumyka Malawa. Po pewnym czasie kolana zaczęły mi  "siadać" i powiedziałem sobie, że odpuszczę grę w piłkę, bo  szkoda byłoby później w wieku trzydziestu lat chodzić o ku-lach. A stało się tak, jak się stało. Mając 22 lata wylądowałem  na wózku- śmieje się ze złośliwego losu.

Gdy przestał grać w piłkę, miał więcej czasu na poświęcenie się innej pasji - kibicowaniu. Grzesiek jest kibicem  tarnobrzeskiej Siarki. Aktywnym, takim, który wspiera drużynę dopingiem i jeździ za nią po kraju. Jego koledzy z trybun od czasu wypadku zorganizowali już niejedną akcję,  z której dochód przekazali na rehabilitację. Pomagają do  dziś. Gdy organizują jakąś imprezę, dochód przeznaczają  na rehabilitację Grześka, gdy produkują, a później sprzedają kibicowskie gadżety - tak samo. I tak nieprzerwanie  od dwóch lat.

Po wypadku pierwszy raz pojawił się na stadionie 27  sierpnia 2011 roku, na meczu z drużyną Karpat Krosno  - historycznym, bo pierwszym, na którym kibice zostali  wpuszczeni na nową trybunę. W minionym roku był na  wszystkich meczach wyjazdowych Siarki, na które organizowane były grupowe wyjazdy, a także na meczach  zaprzyjaźnionych klubów, takich jak Wisła Sandomierz  i  Wisłoka Dębica oraz na turnieju kibiców Jagielloni  Białystok.

- To nie jest tak, że po wypadku można kibicować tylko  przed telewizorem, że pozostaje tylko siedzieć w domu i oglądać ligę angielską. Koledzy pakowali mój wózek do busa,  autokaru, czy bagażnika samochodu i  po prostu jechaliśmy  na mecz. Wózek nie był żadną przeszkodą. Trzeba było tylko  chcieć się ruszyć- opowiada Grzesiek. - Życie jest za krótkie,  żeby siedzieć w  domu. To, że miałem wypadek niczego nie  przekreśla. Wózek to nie jest wyrok. Trzeba próbować żyć, tak  jak żyło się wcześniej. Trzeba coś robić, wyznaczać sobie jakieś  cele - oczywiście na miarę swoich aktualnych możliwości. Ja  mam cele w życiu i zobaczymy, na ile uda mi się je zrealizować.

Grzesiek nie dał wiary opiniom lekarzy. Do domu wrócił  po ośmiu miesiącach od wypadku. Kontynuował rehabilitację i ciężko nad sobą pracował. Po półtora roku wstał  z wózka i zaczął chodzić o kulach.  (...)

Rafał Nieckarz

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%