Początkiem lat 60-tych ubiegłego wieku świat artystyczny zaczął coraz bardziej doceniać niezwykły talent Nikifora Krynickiego (na zdjęciu jego pomnik w Krynicy). Ludowe władze zafundowały sędziwemu już wówczas malarzowi mieszkanie i uwiecznione na filmowej kronice wczasy w Bułgarii. Prace genialnego Łemka były wystawiane w Paryżu, Amsterdamie, Frankfurcie - słowem jak Europa długa i szeroka.
Rzec można, że po raz drugi odkryto wówczas oryginalny kunszt beskidzkiego twórcy. Po raz pierwszy dostrzeżono go jeszcze przed II wojną światową, a wśród tych, którzy najwcześniej zaczęli go propagować był Jerzy Wolff, rodzinnie bardzo mocno związany z ziemią sandomierską. Grafik, akwarelista, malarz, krytyk sztuki, a później ksiądz i wieloletni duszpasterz Zakładu dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą - tak najkrócej można by podsumować bogatą biografię Jerzego Wolffa.
Jego dziadkiem ze strony matki był Władysław Gerard Świeżyński, dziedzic majątku Wlonice pod Ożarowem. Dziadek ze strony ojca - August Robert Wolff, zasłynął jako współzałożyciel jednego z największych przedsiębiorstw wydawniczych w dziejach polskiego rynku księgarskiego.
Spółka nazywała się Gebethner i Wolff, powstała w 1857 roku i istniała przez prawie sto lat, aż do momentu, gdy padła ofiarą komunistycznych porządków. Słynni księgarze ulokowali centralę swojej firmy w najbardziej reprezentacyjnym punkcie Warszawy, przy Krakowskim Przedmieściu, w budynku Pałacu Potockich, który dziś jest siedzibą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W latach największej prosperity Gebethner i Wolff uruchomili oddziały domu wydawniczego w kilku miastach Polski.
Do wybuchu II wojny światowej spółka wydała ponad 7 tysięcy pozycji książkowych, których ogólny nakład sięgał bez mała 50 mln egzemplarzy! W każdej domowej bibliotece znaleźć można było tomy opatrzone charakterystycznym znakiem sowy, który był symbolem wydawnictwa. Warszawscy księgarze szczególną wagę przywiązywali do klasyki. U Gebethnera i Wolffa ukazywały się utwory takich gigantów jak Sienkiewicz, Orzeszkowa, Konopnicka czy Reymont.
Jeden z synów Roberta Augusta Wolffa - Ludwik, zaprzyjaźnił się w czasie studiów na Akademii Rolniczej w Dublanach z Kazimierzem Świeżyńskim - ziemianinem spod Sandomierza. Któregoś lata odwiedził znajomego w jego majątku Wilczyce. Poznał wówczas siostrę gospodarza Władysławę, którą poślubił w kwietniu 1899.
Nowożeńcy zamieszkali w ofiarowanych im przez ojca Ludwika dobrach Pokrzywnica na obrzeżach Gór Świętokrzyskich. Tam przyszli na świat dwaj ich synowie - Jerzy i Gustaw. Zofia Malanowska, córka Kazimierza Świeżyńskiego, w swojej znakomitej książce "Wilczyckie wspomnienia" pisze, że Władysława nie chciała mieszkać na wsi. Prawdopodobnie wymogła na mężu sprzedaż Pokrzywnicy i przeprowadzkę do Warszawy. Pod nowym adresem nie dane jej było jednak zaznać szczęścia.
W 1905 roku chory nerwowo Ludwik popełnił samobójstwo. Zastrzelił się na klatce schodowej przed drzwiami mieszkania swoich rodziców. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
czytelnik20:59, 26.12.2013
0 0
może ktoś wreszcie pokaże te jego arcydzieła? 20:59, 26.12.2013