Zamknij

W szponach wiartu i lodu [W najnowszym TN]

16:10, 01.08.2018 TN Aktualizacja: 12:20, 13.01.2019
Skomentuj

Stalowowolski podróżnik Piotr Koryciński, dzielił się już z naszymi czytelnikami wrażeniami ze swoich niezwykłych wypraw. Niedawno doszedł do wniosku, że pora zmierzyć się z większymi wyzwaniami niż zdobywane zimą Rysy czy nocne wejścia na inne trudne szczyty. Zapachniały mu cztero- i pięciotysięczniki.

Ubiegłoroczny szwajcarski Weissmies ze swoimi 4017 metrami to było coś na "rozdrażnienie apetytu". Pokazał, że można sięgać po marzenia, nie bacząc na przeciwności. "Chwilę później", w iście sprinterskim tempie, w zaledwie pięć dni, łącznie z dojazdem i powrotem samochodem do Stalowej Woli, dokonał wypadu na najwyższy szczyt Europy, zaliczany już do Korony Ziemi 4810-metrowy Mont Blanc. Niejako "z rozpędu", na początku lutego tego roku był kolejny, też 5-dniowy (licząc z podróżą), wypad na najwyższy szczyt północnej Afryki, mierzący 4167 metrów Tubkal w marokańskim Atlasie. No i przyszedł apetyt na coś więcej - pierwsze w życiu pięciotysięczniki. Wybór padł na dwie "górki" Kaukazu - Elbrus i Kazbek.

Kiedy Polska mierzyła się z falą letnich upałów, Piotr pakował ekwipunek do kolejnego wypadu w krainę, gdzie jeszcze jest mróz, lód i śnieg, przenikający wiatr i oślepiająca biel. I powietrze, którym z każdym metrem prowadzącym w górę oddycha się coraz trudniej. Rozplanował wszystko co do najdrobniejszego detalu. Wyliczył, że, łącznie z podróżą, zdobycie obu szczytów, z niewielkim zapasem na zwiedzenie kilku miejsc w Gruzji, zajmie mu dokładnie 19 dni. Samotnie, czyli bez jakiejkolwiek ekipy towarzyszącej lub asekurującej.

Na rosyjskiej i na gruzińskiej ziemi stopę postawił po raz pierwszy w życiu. Miał do dyspozycji tylko opowieści znajomych. Np., że "w tej Gruzji to nie do końca bezpiecznie", "...a w Rosji to już w ogóle!". Ale już tak bardziej konkretnie, z radą, co z tą wiedzą zrobić, było gorzej.

Pogranicznik gruziński na lotnisku był przeuprzejmy do czasu, aż zauważył w paszporcie wklejoną rosyjską wizę. Zesztywniał momentalnie: - Po co, dlaczego? - Bo na Elbrus idę. - To następnym razem proszę sobie w Rosji lądować, a nie w Gruzji - oznajmił lodowatym tonem. Diabli wzięli w jednej chwili życzliwe, przyjazne nastawienie do Gruzji, z jakim jechał, razem z Piotrowym wyobrażeniem o tym, jak to życzliwie Gruzini są nastawieni do Polaków. Wprost z trapu samolotu na lotnisku w Tbilisi pojechał do Rosji, atakować Elbrus... (jr)

Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".

KUP e-TN

 

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%