Spacerując dziś po Tarnobrzegu, nie mamy pojęcia o tym, że często mijamy miejsca, w których kilkadziesiąt lat temu bestialsko mordowano ludzi. Wiele spośród nich nie doczekało się upamiętnienia. - Ofiary tych zbrodni, choć może nigdy nie dowiemy się kim byli, zasługują, żeby o nich pamiętano - mówi 87-letni Jan Rawski.
- Mieszkaliśmy przy końcu ulicy Kasynowej, dziś Sokolej, za kinem "Wisła". Mniej więcej w tym miejscu, gdzie dziś stoi gmach Polikliniki. Po przeciwnej stronie ulicy, przy browarze, wiodła droga od strony klasztoru Dominikanów i rósł przerzedzony sosnowy las. Podobny, z krzewami tarniny, dzikiej róży i kępami jeżyn znajdował się tam, gdzie dziś mieści się gmach policji. Dalej, przy drodze nad Wisłę, wzdłuż płotu browaru ciągnął się rzadki las, porośnięty tarniną. Była tam duża polana, na której w okresie przedwojennym odbywały się festyny i zabawy. To miejsce zwano "Pohulanką". Właśnie tam widziałem coś, co na zawsze zapadło mi w pamięć. Od tamtych wydarzeń minęło kilkadziesiąt lat, a ja wciąż mam je przed oczami - wspomina Jan Rawski... (wel)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
KUP e-TN:
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz