Ta historia zdarzyła się naprawdę późną jesienią 1934 r. W jej następstwie Tarnobrzeg długo nie schodził z pierwszych stron najpoczytniejszych polskich gazet. Dalszy przebieg zdarzeń zapisał się na zawsze w historii krajowego wymiaru sprawiedliwości.
Idąc dziś ul. Sandomierską, od placu Bartosza Głowackiego w stronę Zamku Dzikowskiego, mijamy po prawej stronie okazały biały budynek. Jeszcze kilka lat temu mieścił się w nim Dom Samopomocy. Mało kto jednak wie, że przed wojną doszło tam do zbrodni, która wstrząsnęła opinią publiczną jak Polska długa i szeroka. W 1934 roku dom wynajmowała rodzina Krzosów. Głowa rodziny, Stanisław Krzos, był postacią znaną i szanowaną nawet daleko poza powiatem tarnobrzeskim. Doskonały prawnik, przez wiele lat orzekał jako sędzia w Wojniczu, Tarnowie, Brzesku, Ropczycach i Łańcucie. Ukoronowaniem kariery było powierzenie mu w 1926 r. funkcji prezesa Sądu Powiatowego w Tarnobrzegu. Słynął z tego, że wydając wyroki, kierował się nie tylko literą, ale i duchem prawa. Skazanych przez siebie przestępców traktował po ludzku, pomagał im tak, by mieli szanse powrotu do społeczeństwa. Paradoksalnie, ta dobroć kosztowała go życie... (wel)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz