KAMIL PIĘTA (na zdjęciu) już teraz jest uznawany za jednego z najlepszych perkusistów młodego pokolenia w regionie, a może i w całym kraju. Ma na swoim koncie kilkadziesiąt koncertów, kilka projektów muzycznych, a także udział w warsztatach z najlepszymi polskimi muzykami.
Skromny, niepozorny chłopak, który twardo stąpa po ziemi. Muzyka to jego pasja, ale zdaje sobie sprawę, że mimo niewątpliwego talentu, do osiągnięcia sukcesu w tej branży trzeba mieć niebywałe szczęście, a poza tym ciężko pracować. Szczupły szesnastolatek z rudawą czupryną, którego na pierwszy rzut oka niewiele wyróżnia spośród rówieśników. Jednak gdy usiądzie za perkusją lub weźmie do ręki jedną ze swoich gitar, rodzi się w nim sceniczne zwierzę. Aż dziw bierze, że w tak młodym wieku można mieć już takie umiejętności, które nie tylko laików, ale i znawców muzyki przyprawiają o zawrót głowy.
Kamil Pięta pochodzi ze Starego Garbowa w gminie Dwikozy. W zeszłym roku skończył dwikoskie gimnazjum, obecnie jest uczniem sandomierskiego Collegium Gostomianum. Wymienienie tych szkół nie jest przypadkowe, bo w obu chłopak udzielał i udziela się muzycznie, do czego jeszcze wrócimy. Jak sam mówi, muzyka towarzyszyła mu odkąd pamięta. Jego tata grał na gitarze i ten instrument zawsze w domu był.
- Pamiętam też, jak moi sąsiedzi, z którymi później grałem w jednym zespole, kupili pierwszą perkusję. Spróbowałem zagrać i jakoś tak od razu, naturalnie, podłapałem o co w tym chodzi. Wtedy ten instrument mnie zauroczył, bardzo chciałem się uczyć na nim grać, pojawiły się pierwsze marzenia związane z muzyką. Dlatego uprosiłem rodziców, aby kupili mi perkusję. Miałem wówczas może 6-7 lat. Pograłem trochę i, jak to często w tym wieku bywa, szybko się znudziłem. Dopiero po kilku latach zacząłem chodzić na lekcje gry na perkusji do mieszkającego w Sandomierzu Leszka Dziarka, perkusisty znanego i legendarnego już zespołu KSU. W szóstej klasie podstawówki założyliśmy z kolegami, znacznie starszymi ode mnie, pierwszy zespół muzyczny - "Machine Gun". Pamiętam, że już wówczas próbowaliśmy grać swoje pierwsze autorskie kawałki - wspomina Kamil.
Nie ukrywa, że sporym krokiem w jego muzycznym rozwoju były warsztaty w Jaworkach k. Krynicy Górskiej, tzw. "Muzyczna Owczarnia", na które został zaproszony. Miał 12 lat i już wtedy ktoś dostrzegł jego talent. A te spotkania muzyczne i wykłady prowadził nie byle kto, tylko najlepsi muzycy w kraju, tacy jak chociażby: Marek Raduli, wirtuoz gitary i były gitarzysta Budki Suflera, Urszula Dudziak, wokalistka jazzowa, czy Wojciech Pilichowski, doskonały basista. Warto dodać, że spośród wszystkich uczestników warsztatów, zarówno z kraju, jak i zagranicy, Kamil był najmłodszy. Dzisiaj przyznaje, że tamten wyjazd dał mu kopa do szlifowania techniki gry na perkusji, bo widział tam wielu muzyków znacznie lepszych od siebie.
Później było kilka innych projektów muzycznych, w których Kamil wziął udział. Na wspomnienie zasługuje na pewno zespół "Octagony", z pewnością znany sandomierskim fanom "ciężkich" brzmień. Grupa wielokrotnie grała w kultowym sandomierskim klubie Lapidarium. Wygrała ogólnopolski festiwal młodych kapel heavemetalowych "Mocne uderzenie" w Baranowie koło Puław. Chłopcy już znosili sprzęt ze sceny i zbierali się do wyjazdu, a tu okazało się, że muszą wracać na scenę, bo wygrali konkurs. Kamil miał wówczas niespełna szesnaście lat i był najmłodszym perkusistą, który zagrał na festiwalu. Jest szansa, że zespół niebawem zostanie reaktywowany, bo jeden z jego współzałożycieli za kilka miesięcy wraca z zagranicy.
Obecnie Kamil gra w zespole "In Silent", który powstał w 1996 roku, czyli na dwa lata przed urodzinami Kamila. - W maju zeszłego roku ktoś do mnie zadzwonił. Były jakieś problemy z zasięgiem, a na dodatek tak zaczął rozmowę, że w ogóle nie wiedziałem, o co chodzi. Myślałem, że to jakiś sprzedawca, więc podziękowałem i się rozłączyłem. Okazało się, że to był jeden z muzyków tego zespołu, który później napisał mi SMS-a, czy nie chciałbym dołączyć do kapeli, bo brakuje im perkusisty. Zgodziłem się i od tamtej pory gram z nimi - opowiada Kamil.
"InSilent" cały czas koncertuje, niebawem planuje też nagrać kolejną płytę. Jeszcze będąc w gimnazjum w Dwikozach, chłopak udzielał się w szkolnym zespole instrumentalnym "Los Paprykos". Stworzył go wspólnie z kolegami ze szkoły i jednym z nauczycieli. Grali razem przez blisko trzy lata i śmiało można powiedzieć, że stali się gwiazdami w szkole, chociaż ostre riffy gitarowe nie wszystkim przypadały do gustu. Muzycy grali na akademiach i imprezach szkolnych, w których uczestniczyły również osoby nieobyte, delikatnie mówiąc, z tego typu muzyką. Kamil grał w zespole zarówno na perkusji, jak i na gitarze.
- To było coś. Pracuję w szkole już kilkanaście lat i zawsze moim marzeniem było założenie kapeli z uczniami. Niestety, nigdy wcześniej nie było wystarczająco dobrych muzyków. I wreszcie pojawił się Kamil i jeszcze kilku chłopaków i to marzenie się spełniło. Chłopcy jednak skończyli już gimnazjum i z przykrością muszę stwierdzić, że na razie nie widać następców - mówi Witold Lech, nauczyciel i gitarzysta. (...)
Józef Żuk
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz