Z podwórza widać było wysoki komin cukrowni we Włostowie. Niemcy urządzili sobie na nim punkt obserwacyjny. Całymi dniami trwał ostrzał. W ciasnej i ciemnej piwnicy, niepewni swego losu, ukrywali się mieszkańcy dworu, który szczęśliwie przetrwał całą okupację, ale teraz szybko stać się miał ruiną. Lato 1944 roku było dla Leszczkowa czasem apokalipsy.
Wioska znalazła się niemal dokładnie na linii frontu jako jeden z najdalej na zachód wysuniętych punktów przyczółka baranowsko-sandomierskiego. 8 sierpnia wkroczyli tu Rosjanie, lecz zaledwie ćwierć kilometra dalej ciągle stali Niemcy. Wszędzie dookoła piętrzyły się gruzy i straszyły leje po bombach. Piwnica dawała przynajmniej iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. Pod osłoną nocy wychodziło się z niej, by zdobyć wodę i cokolwiek do jedzenia.
Wśród tych, którzy zmuszeni byli koczować w prowizorycznym schronie, była 10-letnia wówczas Maria Korwin-Mikucka (po mężu Szymańska), wnuczka Stanisława Mikułowskiego-Pomorskiego i Gabrieli z Ossolińskich, właścicieli majątku Leszczków. Od śmierci Stanisława w 1924 roku, aż do wybuchu wojny, gospodarował nim jego syn Władysław zwany "Maćkiem".
Mała Marysia z ukrycia obserwowała, jak dom, w którym spędziła najpiękniejsze lata swojego dzieciństwa, powoli zamienia się w ruinę. Opisała to wszystko po latach w bardzo osobistych i nigdy nie wydanych wspomnieniach.
Majątek leżał trochę na uboczu. Dwa kilometry dzieliły wioskę Leszczków od szosy Opatów-Sandomierz. Wiosną i jesienią, gdy nastawały największe błota, z trudem można było do niej dotrzeć. Ustronna okolica miała jednak swoje zalety. Toczyło się tutaj spokojne życie, którego rytm wyznaczały pory roku, święta i familijne uroczystości. Gdy wybuchła wojna, wiele osób uznało peryferyjny dworek za miejsce, gdzie łatwiej będzie znosić ciężar okupacji. Majątek zapełnił się ludźmi. Maria Szymańska na kartach swoich wspomnień wymienia blisko dwudziestu jego lokatorów. Poza Gabrielą z Ossolińskich, mieszkała tam wówczas jej rodzona siostra Maria - wdowa po dyplomacie hrabim Stanisławie Kossakowskim, Barbara Mikułowska-Pomorska (synowa Gabrieli), której mąż, wspomniany wcześniej Władysław "Maciek" przebywał w sowieckiej niewoli, jej rodzice Maria i Lucjan Czapliccy, Jadwiga Korwin-Mikucka (córka Gabrieli, a matka Marii Szymańskiej), jej mąż Maciej, a także matka Macieja Wanda Korwin-Mikucka i jego siostra Maria Żurowska.
Do tego doliczyć trzeba kilka osób ze służby oraz tajemniczą krawcową, która zajmowała jedno z pomieszczeń dworu, prawie nikomu nie pokazując się na oczy. Potem okazało się, że była to ukrywająca się Żydówka, której właściciele Leszczkowa zaoferowali gościnę. Dwór wyglądał tak jak setki czy tysiące nawet podobnych mu budowli, rozrzuconych wówczas po ziemiach polskich. Od frontu posiadał ganek z kolumnami, a od ogrodu taras, na który wychodziło się wprost z salonu. Pomalowane na biało ściany wieńczył kryty gontem dach. Parter mieścił dziesięć pokoi oraz zaplecze gospodarcze, składające się z kuchni, spiżarni i kredensu.
Obszerne domostwo nie było skanalizowane, ani zelektryfikowane. W jednej z części dworu znajdowała się tak zwana górka, czyli cztery pokoje położone na piętrze. Większość pomieszczeń pełniła funkcję skromnie urządzonych sypialni dla licznych domowników. Każda posiadała umywalnię z miednicą oraz dzbanami z zimną i ciepłą wodą.
W dwóch końcach dworu znajdowały się ubikacje, a pokoje miały na wyposażeniu ozdobne, często porcelanowe nocniki. Pod koniec wojny do tego stopnia zachwyciły one wyzwolicieli ze wschodu, że pili z nich mleko i herbatę, uważając je za "balszoje" filiżanki. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz