Historia TADEUSZA STROŃSKIEGO jest dowodem na to, że prawdziwa pasja jest siłą, która pomaga pokonywać przeciwności losu i podnieść się po ciosach, jakie nam ten los funduje. O panu Tadeuszu, hodowcy magnolii z Tarnobrzega, pisaliśmy już dwa razy.
W 2008 roku zachwycając się jego niezwykle pokaźną kolekcją ozdobnych krzewów, informowaliśmy, że można ją podziwiać na osiedlu Wielowieś, nieopodal miejsca, w którym w 1999 roku lądował helikopter z papieżem Janem Pawłem II. Dziś powiedzielibyśmy raczej, że jest to ta cześć miasta, która najbardziej ucierpiała podczas powodzi w 2010 roku.
Właśnie wtedy, gdy odeszła już woda, byliśmy u niego po raz drugi. Po ozdobnych krzewach nie było śladu...Sześć lat temu w przydomowym ogrodzie pana Tadeusza rosło dokładnie 57 odmian magnolii. Najstarsze z nich miały ćwierć wieku i około 6-7 metrów wysokości. Ich właściciel i opiekun zapowiadał wtedy, że chce mieć wszystkie odmiany magnolii, których hodowla jest możliwa w Polsce (istnieje około 200 odmian, ale około połowa z nich nie wytrzymałaby w naszym klimacie).
Wydawało się, że powódź zniszczyła te marzenia. W tym miejscu woda stała najdłużej i w pewnym momencie miała głębokość 3,2 metra. W lipcu 2010 roku, po przejściu dwóch fal powodziowych, ogród pana Strońskiego w niczym nie przypominał tego, w którym rosły dziesiątki krzewów, kwitnących tysiącami kwiatów. W spękanej, pokrytej kilkucentymetrową warstwą szarego mułu ziemi tkwiły jedynie uschnięte, martwe badyle. Nie przetrwał ani jeden krzew. Wszystkie trzeba było wyciąć.
Powodzi nie przetrwało zresztą nic, co stało na tej działce - inspektorzy nadzoru budowlanego kazali rozebrać zniszczony dom i budynek gospodarczy. Pan Tadeusz został z niczym.
Dziś w tym samym miejscu stoi nowy dom, a tuż obok kwitną magnolie. Krzewy nie są co prawda tak okazałe, jak te, które rosły tutaj przed powodzią - największe mają około dwóch metrów wysokości - ale za to jest ich aż 70! Oczywiście każda magnolia jest inna. Część jest jeszcze w doniczkach i czeka na przesadzenie do gruntu. Kolejne są już zamówione i w najbliższym czasie przywiezie je kurier.
- Współpracuję z największym producentem magnolii, spod Kalisza. To mój stały dostawca. Po powodzi córka wysłała mu artykuł z "Tygodnika Nadwiślańskiego", opisujący spustoszenie, jakie woda uczyniła na naszej działce (tekst z lipca 2010 roku pod tytułem "Magnolie już nie zakwitną" - red.). Przeczytał go i przywiózł mi dwadzieścia dwa krzewy - gratis, na dobry początek. Mówił, że to nie pierwszy gatunek, ale mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałem, że dam sobie z nimi radę. To były duże, kwitnące już krzewy. To był maj 2011 roku. Byłem bardzo zadowolony. Miałem od czego zacząć - mówi hodowca. - Drugim sponsorem, którym poratował mnie wtedy, był mój dobry znajomy z Gorzyc - Michał. On także jest hodowcą magnolii i to z większym doświadczeniem niż ja. Bez pomocy tych osób nie dałbym rady. Każda sadzonka, każda przesyłka kosztuje, i to niemało. A wtedy mieliśmy przecież masę innych wydatków. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz