Po długiej i burzliwej dyskusji tarnobrzescy radni zgodzili się przekazać klubowi koszykarskiemu dofinansowanie, które pozwoli mu wystartować w kolejnym sezonie rozgrywek Turon Basket Ligi. O wparcie dla sportowców jednym głosem apelowali trzej kolejni prezydenci miasta - JAN DZIUBIŃSKI, NORBERT MASTALERZ i GRZEGORZ KIEŁB. Mocno oponował natomiast KAMIL KALINKA, przewodniczący rady i szef największego klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Na sesję trafiła uchwała dotycząca zabezpieczenia w przyszłorocznym budżecie miasta 200 tysięcy złotych dla koszykarzy. Tak naprawdę radni decydowali jednak o losie aż 500 tysięcy, gdyż w tegorocznym budżecie zapisano już dotację dla klubu wysokości 300 tysięcy, która miała do niego trafić jesienią, jako pierwsza część wsparcia na nowy sezon. Jej przekazanie klubowi nie miałoby jednak sensu, gdyby nie miał on gwarancji, że w przyszłości dostanie kolejną transzę.
Wątpliwości radnych wzbudzał fakt, że w projekcie uchwały zapisano, iż pieniądze przekazuje się na promocję miasta przez drużynę.
- Jeśli popatrzymy na kolejne sezony, to nasi koszykarze blado wypadają. Można powiedzieć, że było to pasmo nieszczęść. Typowa bessa. Przy takich wynikach trudno mówić, że mamy do czynienia z promocją, raczej z antypromocją. Chciałbym więc zapytać, jakie to wymierne korzyści płyną dla miasta z tej promocji - mówił rady Waldemar Stępak, który, jak przyznał, do entuzjastów sportu nie należy.
- Słyszymy, że ta promocja przez te ostatnie pięć lat kosztowałaby ponad osiem milionów złotych. Ale to są wirtualne kwoty. Jakie realne korzyści to nam przyniosło? Mówiliśmy na komisji o inwestorach, o miejscach pracy. Nic to nie dało - komentował Kamil Kalinka.
Zupełnie innego zdania był za to Stanisław Uziel, który powtarzał także, że nie ma zamiaru być "grabarzem" tarnobrzeskiej koszykówki. - Ileż to razy transmisja z Tarnobrzega leciała w telewizji? Jadą na mecz i reprezentują miasto. Samochód mają oznaczony napisem "Tarnobrzeg - miasto przyjazne dla sportu" - mówił.
Norbert Mastalerz przekonywał natomiast, że sport jest najlepszym nośnikiem reklamowym dla tego, co miasto ma do zaoferowania. W podobnym tonie wypowiadał się także Jan Dziubiński. Dariusz Kołek zauważył natomiast, że występy koszykarzy są promocją sportu i zdrowego trybu życia wśród tarnobrzeskich dzieci i młodzieży. Jan Dziubiński zwracał także uwagę na to, że tarnobrzescy młodzi koszykarze "uczestniczą w finałach krajowych rozgrywek, zajmując wysokie miejsca".
- Tych sukcesów by nie było, gdyby nie było drużyny, która jest dla nich wzorcem - mówił. - Uważam, że gdy nie będzie pierwszej drużyny, to nie będzie też zainteresowania młodych ludzi udziałem w treningach - dodał N. Mastalerz.
- Przez pięć lat koszykarskiej ekstraklasy w Tarnobrzegu wykształciliśmy niesamowicie zdolną młodzież. Młodzież, która osiąga wyniki na szczeblu centralnym. Od dwóch-trzech lat naprawdę mamy się czym chwalić. Śmiem twierdzić, że jeśli nie będzie tutaj ekstraklasy, to ci młodzi ludzie nie będą zainteresowani treningami - komentował prezydent Grzegorz Kiełb. - Przypomnę też, że nie jest prawdą, iż w klubie nie grają wychowankowie. W tym momencie jest w nim ich czterech. Jak państwo spojrzycie tym chłopcom i ich rodzicom w oczy, jeśli nie zgodzicie się na przekazanie klubowi tych pieniędzy?
Kamil Kalinka mówił natomiast, że w przeszłości środowisko koszykarskie udowodniło już, że nie troszczy się o młodzież, a jedynie o pierwszą drużynę. - Jaką krzywdę zrobimy tym młodym ludziom? Krzywdę zrobiono im już wcześniej, kiedy grali w mistrzostwach Polski i nie mieli środków, żeby pojechać na mecz (w 2013 roku młodzi koszykarze nie pojechali na półfinał mistrzostw kraju do Gdyni, gdyż zabrakło na to pieniędzy - red.). A jednocześnie 800 tysięcy złotych dawało się na zawodową koszykówkę. Uważam więc, że część z tych pieniędzy, o których teraz rozmawiamy, powinniśmy przekazać na wsparcie młodych, zdolnych i ambitnych - ripostował.
Przewodniczący Rady Miasta podczas dyskusji kilkakrotnie powtarzał, że jeśli samorząd obecnej kadencji chce, aby tarnobrzeżanom żyło się lepiej, to konieczna jest "zmiana akcentów" przy podziale miejskich pieniędzy. - Uwielbiam sport, ale nie będę podejmować decyzji, kierując się emocjami. Nie po to tutaj jestem - mówił K. Kalinka. - Zostaliśmy wybrani, żeby wydawać pieniądze na to, co lubimy? Czy chcemy skutecznie rozwiązywać najważniejsze problemy? Dziwię się, że niektórzy radni mówią, iż miasto jest biedne i nie możemy dać na coś kilkudziesięciu tysięcy złotych, a za chwilę są w stanie lekką ręką przekazać na coś innego pół miliona. To hipokryzja.
Wtórował mu Marian Zioło, który przypomniał, że miasto stoi dziś u progu reformy systemu oświaty i szuka oszczędności w szkołach, a jednocześnie utrzymuje aż trzy drużyny sportowe na wysokim poziomie. (...)
Rafał Nieckarz
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz