Pobocznym, choć bulwersującym dla opinii publicznej regionu stalowowolskiego, wątkiem dramatycznej sytuacji ekonomicznej tutejszego szpitala jest kwestia wynagrodzeń niektórych lekarzy. Po zmianie dyrektora placówki wyciekają poza szpital coraz bardziej szokujące informacja na ten temat.
Nie jest żadną tajemnicą, że część z nich autoryzuje nowy starosta, który jeszcze jako szef opozycji w radzie powiatu minionej kadencji ostro ścierał się z ówczesnym dyrektorem lecznicy. Także w sprawach związanych z polityką płacową wobec bardzo wąskiej grupy pracowników. Ona ma być jedną z przyczyn destabilizacji sytuacji ekonomicznej szpitala, bo wygenerowała nieuzasadnione koszty rzędu 3,5 miliona złotych. Skutki takie będą bardzo trudne do opanowania, a powrót do status quo ante, choćby do stanu sprzed 2-3 lat - praktycznie nierealny. Co gorsza, stało się to czynnikiem dewastującym kompletnie atmosferę w szpitalu.
- Naszego szpitala nie stać na coś takiego, jak lekarskie pensje na poziomie 50 tysięcy miesięcznie - starosta Janusz Zarzeczny nie ukrywa, że pełniącemu od połowy stycznia obowiązki dyrektora szpitala Edwardowi Surmaczowi wydał stosowne polecenia w tej sprawie. Ten potwierdził nam, że w opuszczonym przez poprzedniego dyrektora lecznicy Mirosława Leśniewskiego gabinecie zastały jednostronnie podpisane (i czekające tylko na podpis dyrektora) kolejne umowy z lekarzami. Dwie rekordowe opiewały na... 72 tys. zł miesięcznej gaży. Dla obdarzonych skromniejszą wyobraź-nią: to równowartość blisko 17 tys. euro lub ponad 20 tysięcy dolarów USA. Niektórzy zakontraktowani na takich warunkach lekarze wystawiali szpitalowi jeszcze latem 2014 r. faktury na 70-80 tys. zł miesięcznie.
- To nie koniec, niektórzy mieli płacone także wynagrodzenie tzw. akordowe, prowizyjne, od procedur: 22 proc. za procedury, 10 proc. za asystę i na dokładkę 2 proc. od całości, czyli 34 proc. Do tego pracownik tak ze szpitalem związany miał zagwarantowane w umowie 12 albo 15 dni roboczych w roku na szkolenia, i szpital był zobowiązany płacić mu 560 zł za każdy dzień takiego szkolenia. Takiej polityki płacowej i takiej niesprawiedliwości nie wytrzyma żaden szpital. Ani finansowo, ani dlatego, że atmosfera w takim szpitalu jest nie do opanowania - wylicza przywileje wąskiej grupy lekarzy, i tych przywilejów skutki Edward Surmacz.
Po poprzedniku "odziedziczył" już jeden spór zbiorowy z grupą pracowników "pozalekarskich". Kolejne są kwestią czasu. O sprawie rosnących błyskawicznie dysproporcji w wynagrodzeniach lekarzy stalowowolskiej lecznicy rozmawialiśmy z poprzednim dyrektorem.
Kilka miesięcy temu M. Leśniewski unikał potwierdzenia, że jeden z lekarzy związanych z powiązaną ze szpitalem firmą zewnętrzną zarabiał miesięcznie ponad 58 tys. zł. - Nawet jeśli tym lekarzom płacimy dobrze, to w szpitalu coś pozostaje, ponieważ wykonują oni dla szpitala wysokopłatne procedury, za które NFZ płaci nam duże pieniądze - ta odpowiedź musiała wystarczyć.
Przytaczany jest chociażby przykład jednego z chirurgów, który ma być "kluczowym lekarzem", otrzymującym po 50 tys. zł pensji miesięcznie. Ma się to zmienić, jako że szpital już poszukuje "tańszego zamiennika"... Kierownik jednej z pracowni został wywianowany umową na 30 tys. zł miesięcznie, podczas gdy np. mający 30-letnie doświadczenie ordynator jednego z najważniejszych oddziałów, przynoszących szpitalowi największe wpływy z NFZ za wykonywanie procedur ratujących życie, musi zadowalać się umową na 5 tys. zł miesięcznego wynagrodzenia.
Otwarcie przyznał się do tego szef oddziału kardiologicznego z pracownią hemodynamiki Marek Ujda, wiceprzewodniczący Rady Powiatu Stalowowolskiego.
- Moja pensja to 5270 złotych. Do tego dochodzi dodatek stażowy i funkcyjny, razem jest 7,6 tysiąca, a po potrąceniach 5,2 tysiąca - oświadczył na styczniowej sesji. Jeden z młodszych lekarzy, nieustępujący kwalifikacjami kolegom z prywatnych spółek medycznych, aby zarobić 16 tysięcy miesięcznie praktycznie nie wychodzi ze szpitala. I patrzy, jak ci, co zarabiają trzy razy więcej, wpadają tu raz w tygodniu na kilka godzin... Posiadający astronomicznej wysokości kontrakty ze szpitalem specjaliści reprezentujący prywatne firmy zewnętrzne mają otrzymywać za jeden dyżur po 2,6 tys. zł, znacznie więcej niż mająca także wyższe wykształcenie pielęgniarka za miesiąc pracy. (...)
Jerzy Reszczyński
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz