Zamknij

Ach, co to był za ślub

09:18, 13.02.2013 TN Aktualizacja: 09:12, 20.02.2013
Skomentuj

Minolta DSCWiosną 1920 roku na przyjęciu weselnym w dworku (na zdjęciu) w Pęchowie pod Klimontowem spotkali się dwaj młodzi poeci. Wtedy ich nazwiska były jeszcze zupełnie nieznane, wkrótce trafić jednak miały na parnas polskiej literatury. W annałach naszego regionu zapisało się kilka ślubów, które sławę zyskały dopiero po upływie wielu lat.

Wśród zabytków ostrowieckiego Denkowa poczesne miejsce zajmuje barokowy kościół św. Stanisława Biskupa. Tych, którzy przyjeżdżają go oglądać, bardziej niż architektoniczne detale interesuje zwykle fakt, że tu właśnie 20 października 1892 roku wspólne "tak" powiedzieli sobie rodzice Witolda Gombrowicza. Podobnie rzecz ma się z kościołem św. Zygmunta w Pniowie koło Radomyśla nad Sanem. Pniów był rodzinną parafią Wojciecha BierutaMarianny Wolskiej, którzy w miejscowej świątyni połączeni zostali węzłem małżeńskim. Najmłodszy syn tej pary, Bolesław, został potem pierwszym przywódcą Polski Ludowej.

O weselu w Pęchowie, które odbyło się ponad 90 lat temu, dziś nikt by już pewnie nie pamiętał. A jednak wydarzenie to przeszło do historii za sprawą wyjątkowych gości, którzy w  nim uczestniczyli. Jednym z  nich był 22-letni wtedy Jan Wiktor Lesman, który niedługo potem zyskał ogromną popularność, publikując pod literackim pseudonimem Jan Brzechwa. To właśnie autor "Akademii Pana Kleksa" w marcu 1965 roku, niedługo przed swoją śmiercią, opisał na łamach tygodnika "Stolica", przebieg przyjęcia pod Klimontowem.

Jest taki znany utwór dla dzieci, który wyszedł spod pióra Brzechwy. Nosi tytuł "Pan Drops i jego trupa". Akcję poeta osadził głównie w  podsandomierskim grodzie: "To nieduże jest miasteczko, niedaleko stąd, nad rzeczką. Za to ludzie nie są skąpi - trupa nasza tam wystąpi! Wstali. Poszli. Z horyzontu wyrastają dachy z gontu, widać domki: to Klimontów".

Obraz osady utkwił dość mocno w pamięci Brzechwy, który do Klimontowa przyjechał na ślub swego przyjaciela Jarosława Bucholca. Bucholc żenił się z panną Lechowską, wychowanką ówczesnych właścicieli dworku w Pęchowie. Dworek ten przetrwał różne koleje losu i stoi do chwili obecnej. Kilka lat temu został kupiony przez mieszkającą w  Norymberdze malarkę Marię Fuks, która zabezpieczyła go przed zupełną ruiną.

Już dużo wcześniej, zanim w progach domiszcza pojawił się Jan Brzechwa, obiekt został literacko "naznaczony". Poprzedni gospodarze dworu podejmowali pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku skromnego wówczas studenta Stefana Żeromskiego, którego kuzyn, Józef Trepka, był dzierżawcą sąsiednich Kroblic. Brzechwa, by przyjechać na wesele kolegi, musiał uzyskać urlop w  wojsku. Był wówczas żołnierzem 36. Pułku Legii Akademickiej. Niedługo potem jako ochotnik wziął udział w  wojnie polsko-bolszewickiej, i  został nawet odznaczony.

Choć publikował już od czasu do czasu drobne utwory w różnych czasopismach, nie myślał jeszcze o tym, by na poważnie zająć się pisaniem. W  kręgu przyjaciół uważany był już jednak za osobę obdarzoną szczególnym talentem. W Pęchowie zaprezentował jego próbkę.

"Miałem się już wtedy za poetę i  wystąpiłem podczas wesela z  wierszowanym toastem. Jakież było moje zdziwienie, a  nawet konsternacja, gdy na drugim końcu stołu wstał młody przystojny człowiek z lekka rolując literę "r", który również wygłosił poetycki toast, ubarwiony dowcipem i błyskotliwymi rymami. Od mojej sąsiadki, ślicznej panny Ireny, dowiedziałem się, że to jej brat, i że oboje mieszkają w  Klimontowie, gdzie ojciec ich jest lekarzem. Szybko nawiązałem kontakt z młodym poetą, co w tym wieku nie przychodzi z trudnością. Nazajutrz zjawił się on z zeszytem swoich wierszy, które czytał mi, wyraźnie skandując poszczególne frazy i wybijające rymy. Leżeliśmy na trawie na łące i ta sielska sceneria odbijała się od rytmicznych nowoczesnych zwrotów. Tytuł tomiku będzie »But w butonierce « - powiedział młodzieniec z  Klimontowa, który nazywał się Bruno Jasieński." - tak wspominał Jan Brzechwa po latach ślubne przyjęcie w artykule zamieszczonym na łamach "Stolicy".

Zawarta wtedy znajomość z  Jasieńskim miała się niebawem rozwinąć. Obaj młodzieńcy obiecali sobie, że spotkają się w  Warszawie. Zimą tego samego roku Bruno istotnie zapukał do drzwi kawalerki Jana Brzechwy. Zaproponował mu przystąpienie do formującego się właśnie klubu futurystów "Katarynka". Należeli do niego poza Jasieńskim jeszcze m.in.: Tytus Czyżewski, Stanisław Młodożeniec, malarz Kazimierz Tomorowicz i architekt Szymon Syrkus. (...)

Rafał Staszewski

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%