ANDRZEJ WAWRYLAK (na zdjęciu) ze Staszowa od lat zbiera informacje na temat swojej rodziny. Niedawno odnalazł w internecie listę pasażerów statku, którym jego dziadek Feliks przeszło sto lat temu popłynął do Ameryki. Losy kilku pokoleń Wawrylaków stale zahaczają o wielką historię i przeplatają się z najciekawszymi wydarzeniami historycznymi, które miały miejsce na ziemi staszowskiej.
W mieszkaniu Wawrylaków pełno jest najróżniejszych pamiątek. Na ścianach wiszą fotografie - wśród nich ta, na której widać Andrzeja Wawrylaka rozmawiającego z Janem Pawłem II. Jego spotkanie z Ojcem Świętym miało miejsce w czerwcu 2002 roku, w Rzymie i było uwieńczeniem rowerowej pielgrzymki staszowianina do Stolicy Apostolskiej.
Ta wyprawa jednośladem przez całą nieomal Europę odbiła się szerokim echem także poza granicami naszego regionu. Niepełnosprawny rowerzysta, z protezą jednej nogi, pokonał prawie 1700 kilometrów. Zahaczył o Wiedeń, Klagenfurt, Wenecję i Cesenę, a do Watykanu dotarł na uroczystości kanonizacyjne ojca Pio.
Cel przyświecał mu szczytny. Swoją samotną pielgrzymkę ofiarował w intencji odbudowy pokamedulskiego klasztoru w Rytwianach. Już będąc w Rzymie, odebrał telefon od ówczesnego biskupa Stanisława Dziwisza, który zaprosił gościa ze Staszowa na prywatną mszę do papieskiej kaplicy. Uczestniczyło w niej tylko kilka osób, a później była okazja by chwilę porozmawiać z Janem Pawłem II.
Rodzina wywodzi się prawdopodobnie ze wschodnich rubieży Rzeczpospolitej. - Wieść niesie, że jeden z naszych przodków przez ponad ćwierć wieku służył jako wysoki rangą oficer carskiej armii, a potem w nagrodę za to dostał kawałek ziemi pod Staszowem - opowiada Andrzej Wawrylak. - Ile w tym prawdy? Nie wiem. Pewne informacje udało mi się zdobyć dopiero o pradziadku Antonim, który śpiewał w kościelnym chórze, miał dwie żony i kilkoro dzieci. Jednym z jego synów był mój dziadek Feliks.
W maju 1912 roku, dwudziestoletni Feliks wspólnie z młodszą o trzy lata siostrą Marią wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Chciał spróbować szczęścia w Ameryce, zarobić trochę, a potem wrócić i urządzić się jakoś. W Antwerpii wsiadł na pokład SS "Zeeland", statku pasażerskiego należącego wówczas do linii oceanicznych Red Star, pieczętujących się charakterystycznym logo z czerwoną gwiazdą. To z ich usług korzystał Vito Corleone, bohater genialnej mafijnej sagi Mario Puzo.
SS "Zeeland" obsługiwał trasę z Europy do Nowego Jorku. Jednak nie najludniejsze miasto wschodniego wybrzeża i całych Stanów było celem podróży rodzeństwa Wawrylaków. Po zejściu z pokładu musieli jechać dalej, aż do Cleveland, gdzie ich przyjazdu oczekiwał krewny nazwiskiem Stanisław Bugaj.
Maria zdecydowała się pozostać w Ameryce na stałe. Feliks nie wyobrażał sobie nawet takiego scenariusza. W Polsce pozostawił narzeczoną, młodziutką Kasię Lodzińską. Po dwóch latach postanowił wrócić. (...)
Rafał Staszewski
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz