Wydaje się, że w tej branży najtrudniejszą sprawą jest wymyślenie efektownej, budzącej respekt nazwy produktu. Reszta to już tylko sprawa marketingowej sprawności oraz braku skrupułów. Około 10 marca br. kilkuset mieszkańców Sandomierza otrzymało telefony z zaproszeniem na mające się odbyć 12 marca br. w sandomierskiej restauracji Ciżemka "bezpłatne badania zdrowia współfinansowane przez Unię Europejską".
Przekonując o wyjątkowej okazji, miła pani prosiła o zainteresowanie badaniami sąsiadów i znajomych, bo "taka okazja może się już nie powtórzyć". A jeśli mamy obiekcje co do nagabywania znajomych, to możemy ich numer telefonu podać jej, a ona zaprosi ich osobiście: "Z całą pewnością będą panu/pani za to wdzięczni, bo czy zdrowie nie jest najważniejsze?" - miły głos skutecznie niwelował nieufność.
Chętnych na "badania" było tylu, że mogły odbyć się trzy seanse, a w każdym wzięło udział po około 30 osób. W zdecydowanej większości ludzie starsi i mający problemy zdrowotne, z mniej lub bardziej widoczną niepełno-sprawnością. Wśród amatorów cudów były też cztery panie, które dwa dni później opowiedziały mi przebieg tego zadziwiającego seansu, prosząc o pomoc w wyplątaniu się z kabały, w którą się wpakowały.
Już na wstępie każdy z wchodzący musiał poddać się procedurze rejestracji, podając personalia, adres zamieszkania i - czasem - numer telefonu. Na pytanie o powód rejestracji zapisujący uprzejmie wyjaśniał, że to dla statystyki, bowiem firma prowadzi program badawczy i musi wiedzieć, kto w nim uczestniczy. Podczas części wykładowej ubrany w biały kitel mężczyzna, przy użyciu slajdów przedstawił zebranym układ energetyczny człowieka, od którego tak bardzo zależy nasze zdrowie. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz