Zamknij

Każde żelazko ma duszę

11:21, 08.01.2014 TN Aktualizacja: 11:35, 08.01.2014
Skomentuj

- Każde z nich jest inne, ma swoją duszę, zaklęta jest w nich historia - mówi ANDRZEJ CEBULA (na zdjęciu) spod sandomierskich Andruszkowic, kolekcjoner starych żelazek. W jego zbiorach znajdują się też moździerze, radia, sandomierskie widokówki, sprzęty rolnicze.

Ale to nie wszystko: pan Andrzej wydaje również książki, w których opisuje historię regionu. Nasi stali czytelnicy z pewnością poznali już fragment twórczości Andrzeja Cebuli w cyklu "Spod pióra regionalisty" ukazującym się w stałej wkładce do "Tygodnika Nadwiślańskiego".

Z panem Andrzejem spotykamy się w jego domu. Od razu wzrok przyciągają stare żelazka, ustawione w równym rzędzie na regale w kuchni. - To tylko część moich zbiorów, wszystkie się tu nie zmieściły - mówi kolekcjoner, prowadząc do innego pomieszczenia. - W mojej kolekcji nie ma dwóch takich samych żelazek. Każde z nich to pojedynczy egzemplarz. Przez 12 lat udało mi się zgromadzić ich ponad 200 - na węgiel, spirytus, jedno mam nawet gazowe. Z czasem stare żelazka stały się moją pasją, poza tym cieszę się, że mogę takie unikaty pokazać młodszemu pokoleniu.

Dla porównania: w stałej ekspozycji największego muzeum żelazek w Ziębicach na Dolnym Śląsku znajduje się około 400 eksponatów. W sumie w muzealnych zbiorach jest ich ponad 1000, ale wiele z nich się powtarza. Kolekcjonerska  przygoda  pana  Andrzeja  zaczęła  się nieco przypadkowo, przed kilkunastoma laty. Sprzedając złom na skupie w pobliskich Milczanach, pomiędzy różnorakimi starymi przedmiotami zauważył popsute i zniszczone żelazko na węgiel. Kupił je i tak się zaczęło. Wkrótce stało  się  jasne,  że  połknął  kolekcjonerskiego  bakcyla.

Zaczął  rozpytywać  wśród  znajomych  i  rodziny,  ale,  jak dziś wspomina, trudno było w ten sposób znaleźć cokolwiek. Owszem, kiedyś takie żelazka były niemal w każdym domostwie, jednak w większości już dawno trafiły na złom albo  po  prostu  gdzieś  zaginęły.

Pozostały  zatem  giełdy i targi staroci w Rzeszowie, Lublinie, Sandomierzu, a później, gdy pojawiły się takie możliwości, zaczął kupować żelazka na aukcjach internetowych. - Muszę przyznać, że jest to dość drogie hobby i nie mogę sobie pozwolić na każde upatrzone żelazko -ubolewa pan Andrzej.

W jego bogatej kolekcji najwięcej jest żelazek na węgiel i z tzw. duszą, czyli żeliwną sztabką, którą się nagrzewało do czerwoności i wkładało do wnętrza żelazka. Dużą część kolekcji stanowią żelazka żeliwne, z kominkiem odwróconym w prawo, ewentualnie na wprost. Takie ukształtowanie odlewu nie było przypadkowe, bo żelazko było dopasowane do osoby praworęcznej. Chodziło o to, aby opary z rozżarzonego węgla uchodziły na bok, a nie w stronę osoby prasującej.

- Żelazka na węgiel z kominkiem wygiętym w lewo, dla osób leworęcznych, były rzadkością. Raz takie spotkałem gdzieś na giełdzie i było bardzo drogie, kiedy już się zdecydowałem, żeby je kupić, to ktoś mnie uprzedził - wspomina kolekcjoner. Oprócz  żelazek,  które  jeszcze  kilkadziesiąt  lat  temu stanowiły  element  wyposażenia  niemal  każdego  domu, pan Andrzej ma też w swojej kolekcji prawdziwe dzieła sztuki i unikaty. Są wśród nich żelazka żydowskie, z widoczną gwiazdą Dawida, żelazka wojskowe, w tym takie maleńkie, o owalnym spodzie, do prasowania oficerskich naramienników.

Na  niektórych  z  nich  wytłoczona  jest nazwa  producenta,  na  wielu  widnieje  też  gwiazda  pięcioramienna,  co  sugeruje,  że  są  to  radzieckie  żelazka wojskowe. Pan Andrzej przyznaje, że co jak co, ale żelazka Rosjanie robili bardzo dobre.

Ozdobą kolekcji naszego rozmówcy jest piękne, bogato rzeźbione, mosiężne żelazko z rarogiem, czyli specjalnym uchwytem. - To jest jeszcze carskie żelazko, jedno z najcenniejszych w mojej kolekcji. Zostało  wykonane  z  najwyższą  starannością.  Prawdziwe dzieło sztuki - mówi z dumą A. Cebula.

- Przez te wszystkie lata zgromadziłem eksponaty pochodzące z wielu krajów: szwedzkie,  rosyjskie,  holenderskie,  belgijskie,  angielskie, ukraińskie. Jednak najwięcej mam żelazek polskich, w tym jedno  bardzo  ciekawe,  kilkudziesięcioletnie,  pochodzące z  warszawskiej  huty  Konrada  Arciszewskiego.  Najstarsze w mojej kolekcji, ważące 8 kilogramów, pochodzi z 1760 roku. Wykonane jest w całości z żeliwa. Było nagrzewane prawdopodobnie  przez  rozżarzone  węgle,  prasowano  nim głównie  twarde  sukna  i  skóry.  Z  kolei  najmłodsze  moje żelazka pochodzą z drugiej połowy XX wieku. Ostatnie żelazko na węgiel wyprodukowano w Polsce w hucie w Zabrzu w 1974 roku. Wówczas jeszcze było zapotrzebowanie na takie żelazka, chociażby w Bieszczadach, bo nie było tam wtedy doprowadzonej energii elektrycznej. (...)

Józef Żuk

Więcej w papierowym wydaniu "TN".

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%