Zasadą jest, że jeśli parkomat nie może przyjść do kierowcy, kierowca musi pofatygować się do parkomatu. Szkoda, że zasady tej nie pojmują sandomierscy strażnicy miejscy.
Zgodnie z uchwałą Rady Miasta Sandomierza, znaczną część parkingów na terenie Starego Miasta włączona została do strefy płatnego parkowania, gdzie rolę inkasenta pełnią parkomaty. Tyle tylko, że z uwagi na ich ograniczoną liczbę, obsługują dość rozległy teren, co naraża kierowców na dolegliwości, których przykładem może być przypadek czytelnika spod Osieka.
Po przyjeździe do Sandomierza kierowca zaparkował na parkingu przy ulicy Przemysłowej, vis à-vis placu giełdy. Ponieważ bywał tu rzadko, chcąc dowiedzieć się, gdzie można opłacić postój, po informację udał się do pobliskiego sklepu, gdzie sprzedawca udzielił mu stosownej instrukcji. Okazało się, że parkomat znajduje się po drugiej stronie ulicy, w pobliżu wjazdu na plac targowy, czyli około 40 metrów od zaparkowanego samochodu.
Chcąc dokonać opłaty parkingowej, p. Henryk pofatygował się do parkomatu, przy którym zastał dwóch innych parkujących, którzy nie znając techniki obsługi, właśnie wczytywali się w instrukcję. Trwało to dokładnie 8 minut, ale i to okazało się stanowczo za dużo.
Kiedy bowiem, dokonawszy opłaty, kierowca wrócił do samochodu, okazało się, że za wycieraczką tkwi wezwanie do uiszczenia pięćdziesięciozłotowego mandatu za parkowanie bez opłaty. Ponieważ jednak strażnicy miejscy byli w pobliżu, Henryk usiłował wytłumaczyć nieporozumienie i, okazując bilet opłaty, poprosił o anulowanie kary. Niestety, bezskutecznie, bo strażnicy stwierdzili, że kara nałożona została słusznie, gdyż samo- słusznie, gdyż samochód stał na parkingu bez ujawnionego potwierdzenia opłaty parkingowej. Poza tym okazany bilet parkingowy kierowca mógł nabyć, widząc interweniujących strażników.
Skoro nie dało się wytłumaczyć szeregowym strażnikom, Henryk zdecydował się na wizytę u komendanta. Liczył, że zwierzchnik uzna logiczne argumenty, przyzna mu rację, anuluje karę, a może nawet przeprosi za nadgorliwość podwładnych. Niestety, komendant podtrzymał decyzję o ukaraniu, bowiem, jego zdaniem, strażnicy zachowali się zgodnie z przepisami. Lojalnie przyznał, że do incydentu byłoby nie doszło, gdyby parkomat zlokalizowany był na tym parkingu, co znacznie skróciłoby czas dokonania opłaty, ale powodu do uchylenia karny nie znalazł. Bo jeśli nawet ukarany merytorycznie ma rację, przepis jest przepisem, a strażnik jest po to, aby prawo egzekwować. A że kierowcy nieco dłużej zeszło z opłatą, to już wyłącznie jego ryzyko i pech. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym oraz elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz