Sandomierskie mrzonki o inwestycjach przypominają próbę startu samolotu bez pasa startowego. A gromy spadaja na pilota. Pretekstem do napisania tego tekstu była pewna dyskusja, podczas której pod adresem byłego i aktualnego burmistrza Sandomierza podniesiono zarzuty o braku zainteresowania pozyskaniem inwestorów, dzięki którym zwiększyłby się gospodarczy potencjał miasta oraz liczba miejsc pracy.
Zdaniem rozmówców powodem mizerii jest brak inwencji władz, które nie potrafią wykorzystać magnetycznej marki Sandomierza i skutecznie zachęcić inwestorów do osadzania się w mieście. Problem nie jest nowy, bowiem temat ten podnoszony był także na sesjach sandomierskiej Rady Miasta, a bodaj najaktywniejszym mówcą był radny Andrzej Bolewski, który wielokrotnie występował z inicjatywą przyłączenia Sandomierza do Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Sekundowali mu inni radni, postulując wprowadzenie preferencyjnych warunków: ulg podatkowych i czynszowych czy odpowiednio niższych cen przy sprzedaży gruntów dla przedsiębiorców. Nawet gdyby to miała być przysłowiowa złotówka.
Z jednej strony propozycje te można uznać za pozytywny objaw troski o miasto, ale z drugiej świadczą one albo o braku realizmu ze strony pomysłodawców, albo o braku podstawowej wiedzy o gruntowych zasobach miasta. Najdziwniejsze jest jednak, że zarzut ten postawić można radnym z wielokadencyjnym stażem, dla których problemy miasta powinny być wręcz oczywiste. Problem w tym, iż przed przestawianiem takich propozycji należałoby zaznajomić się z zasobami miejskich gruntów, które mogą być przeznaczone pod inwestycje.
Tak się składa, że w Sandomierzu z tym nader krucho. Sandomierz należy do miast bardzo ubogich w grunty mogące zainteresować ewentualnych inwestorów. Ściśnięty w ciasnych granicach, wręcz dusi się, nie mając możliwości głębszego inwestycyjnego oddechu. Sytuacji nie poprawia atrakcyjne skądinąd pagórkowate ukształtowanie terenu.
Z informacji uzyskanych od burmistrza Marka Bronkowskiego wynika, że jeśli chodzi o grunty pod inwestycje, w grę wchodzi tylko około 25 hektarów tzw. Gęsiej Górki, zlokalizowanej w prawobrzeżnej części miasta i wciśniętej między Wisłę a Trześniówkę. Mimo bliskości obiektów kolejowych, trudno mówić o większej atrakcyjności tego, położonego w strefie zalewowej, nieuzbrojonego terenu o skromnych możliwościach komunikacyjnych. Szkoda więc, że urzędnicza ignorancja przeszkodziła w zagospodarowaniu tego terenu. Zdarzyło się bowiem, że trafił się inwestor, który na Gęsiej Górce chciał budować zakład produkcji opakowań, ale nie został należycie obsłużony i zrezygnował.
Miasto dysponuje jeszcze sześcioma hektarami terenu przylegającego do bazy Nijman/Zeetank, ale póki co w planie zagospodarowania przestrzennego miejsce to przeznaczone jest na sady i ogrody. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz