Nawet najstarsi sandomierzanie nie są w stanie określić lokalizacji lotniska, które przecież nie tak dawno istniało w mieście. Fakt jego istnienia potwierdzają jedynie nieliczne dokumenty. O sandomierskim lotnisku pisałem kilka lat temu. Do powrotu do tematu skłonił mnie fakt ujawnienia kilku nowych okoliczności.
Zazwyczaj powstanie lotniska w Sandomierzu wiąże się z faktem wyboru miasta na przyszłą stolicą Centralnego Okręgu Przemysłowego. Ale inicjatywa ta pojawiła się znacznie wcześniej, bo już pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku.
Zaczęło się w 1924 r. od powołania w Sandomierzu Komitetu Powiatowego Ligi Obrony Przeciwlotniczej, która po 1928 r., po połączeniu z inną organizacją przybrała nazwę Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Była to masowa organizacja paramilitarna mająca na celu m.in. promowanie lotnictwa sportowego, komunikacyjnego i wojskowego, obrony przeciwlotniczej oraz nauka umiejętności prawidłowego reagowania w przypadku ataku gazowego. Miało to związek z ujawnieniem podczas I wojny światowej zagrożenia nowymi środkami walki, które wówczas wydawały się skrajnie niebezpieczne. Warto przypomnieć, że zastosowanie przez Niemcy gazu jako morderczego środka bojowego wywołało ogromną psychozę, a broń gazowa uznawana była za jeden z najokrutniejszych środków militarnych. Taka ocena jest wciąż aktualna, czego dowodem obowiązujące konwencje zakazujące produkcji i stosowania tego typu broni masowego rażenia.
W LOPiP główny nacisk kładziono jednak na popularyzację lotnictwa, które już wówczas uznawano za optymalny środek komunikacji. O operatywności sandomierskiego oddziału Ligi najlepiej świadczy fakt, iż już w dwa lata po powstaniu był w ścisłej wojewódzkiej czołówce, a w 1930 r. w mieście działało aż 5 kół tej organizacji zrzeszających około 500 członków. Liczba wręcz zaskakująca, jeśli weźmie się pod uwagę, że Sandomierz był wówczas miastem liczącym około 6 tysięcy mieszkańców.
Mimo przewertowania dostępnych materiałów nie udało mi się też ustalić autora pomysłu budowy sandomierskiego lotniska. Faktem jest, że wywołał on powszechny aplauz i potraktowano go nad wyraz poważnie. Niewątpliwym atutem było poparcie inicjatywy przez instancję wojskową, która zadeklarowała pomoc. Skorzystano z niej jednak w dość ograniczonym zakresie, uznając, że jest to inicjatywa stricte obywatelska.
Bodaj najpoważniejszym problemem była lokalizacja obiektu. Ponoć rozpatrywano trzy lokalizacje, w tym po prawej stronie Wisły, ale koncepcję tę odrzucono z uwagi na fakt, że Nadbrzezie i sąsiednie miejscowości nie leżały jeszcze w granicach miasta. W końcu, dzięki przychylności władz miasta, udało się pozyskać teren na tzw. Błoniach, czyli - to informacja dla osób spoza Sandomierza - gruntach położony między wzgórzem staromiejskim a Pieprzówkami. Czyli teren dzisiejszych ulic Przemysłowej i Błonie z przyległościami.
Sprawą zainteresowano centralę LOPiP, która wyraziła zainteresowanie sandomierską inicjatywą, podejmując się załatwienia formalności i opracowania koncepcji przedsięwzięcia. Nie czekając jednak na zakończenie formalnego postępowania, miejscy pasjonaci lotnictwa wzięli się za oczyszczanie i niwelację terenu.
Fakt ten patetycznie obwieszczano wszem i wobec, pisząc, iż: Rezultatem prac Ligi powstaje w Sandomierzu lotnisko, które kiedyś stanie się ośrodkiem zabezpieczającym znaczny kęs naszych sandomierskich niw i ich mieszkańców. Z deklaracji tej wynika, że organizatorzy przedsięwzięcia mieli w planach utworzenie także lotniska wojskowego, co, biorąc pod uwagę, parametry ówczesnych samolotów bynajmniej nie było mrzonką. Podjęte prace musiały przynieść dobre rezultaty, skoro 29 kwietnia 1930 roku specjalna komisja uznała, że teren nadaje się na lotnisko, a stan robót pozwala na otwarcie go dla ruchu już od 10 maja 1930 r.
I chyba tak się stało, skoro we wrześniowym numerze "Ziemi Sandomierskiej" pojawiła się informacja następującej treści: Dnia 4 VIII osiadł na wybudowanem przez miejscowy LOPiP lądowisku pierwszy aeroplan wojskowy. Ponieważ był to poniedziałek, ludność miejska i jarmarczna rzuciła się na błonie, aby zobaczyć "ropla". Załoga samolotu wyraziła się z pochwałą o lądowisku. Następnego dnia w godzinach porannych lotnicy odlecieli.
Do formalnego otwarcia lądowiska doszło 3 czerwca 1931 r. Uroczystość zapowiadała się imponująco, bo już na dwa tygodnie przed terminem w "Ziemi Sandomierskiej" napisano: Spodziewany jest bardzo duży napływ gości z całej Polski, zwłaszcza Warszawa i Kielce wybierają się bardzo licznie. Należałoby już zawczasu dołożyć starań, aby podtrzymać opinię jednego z najładniejszych i najczystszych miast, jaka o Sandomierzu krąży po całej Polsce. Najtrudniejsza sprawa będzie z kwaterami, gdyż cały szereg gości wybiera się do Sandomierza na 2 dni, aby nie tylko wziąć udział w uroczystościach, lecz i dokładniej zapoznać się z miastem.
Nieznana jest imienna listy oficjeli, ale wiadomo, że w uroczystości uczestniczyli przedstawiciele rządu, kleru, wojska oraz władz wojewódzkich. Zachował się za to program uroczystości, na który składało się powitanie gości, msza św. na lądowisku, poświęcenie obiektu oraz przemówienia. Były także loty samolotem (cena 10 zł, dla członków L.O.P i P. 50 proc. zniżki na podstawie legitymacji członkowskiej) oraz zwiedzanie miasta. (...)
Jan Adam Borzęcki
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
alfred14:21, 20.10.2014
0 0
Interesująca dla mnie jako sandomierzanina informacja o otwarciu w 1930 r. lotniska w Sandomierzu.
Pamiętam , że kiedy byłem nastoletnim chłopcem , a były to lata pięćdziesiąte XX wieku na tym "lotnisku" na Błoniach startowały i lądowały samoloty - dwupłatowce zwane przez nas chłopców " kukuruźnikami " , a także " trajkotkami " od charakterystycznego dźwięku silników tych samolotów.
W czasie uroczystości świąt wojskowych można było się przelecieć jako pasażer - tymi " trajkotkami ". Taki samolot zabierał jednego lub dwóch pasażerów , bo więcej miejsca w nim nie było.
Ja nigdy nie latałem takimi samolotami , bo się bałem.
W ogóle nie latam samolotami , bo 15 lat temu pewien wizjoner powiedział mi , że jeżeli wsiądę do samolotu , to samolot ten się rozbije i ja , a także inne osoby zginą.
Nie chcąc się narażać na utratę życia , które każdy ma tylko jedno , a także aby nie narażać innych osób - nigdy nie wsiądę do samolotu. Koniec ... KROPKA !!!
Jestem wdzięczny panu Janowi Adamowi Borzęckiemu za publikację informacji o lotnisku sandomierskim. 14:21, 20.10.2014