Rośnie frustracja sadowników spowodowana hucznie zapowiadanym rządowym programem interwencyjnego skupu jabłek. Wiele osób czuje się oszukanych, bo miał on być wprowadzony niezwłocznie, a jeszcze na początku tego tygodnia nie było wiadomo kiedy, gdzie i w jakich ilościach rolnicy będą mogli dostarczać jabłka.
Program - jak zapowiadano - miał ruszyć do połowy października. Ale, mimo że oficjalnie wystartował, nie jest łatwo sprzedać jabłka. Punkty, które miały je przyjmować, często odsyłają ludzi z kwitkiem. - Na dzisiaj (poniedziałek po południu - red.) na temat tego programu wiemy tyle, co wszyscy, czyli tak naprawdę niewiele. W środę mamy mieć podpisaną umowę z firmą Eskimos i wtedy prawdopodobnie zaczniemy coś działać. Na ten moment posiadamy jedynie te informacje, które zamieszczone zostały na stronie internetowej spółki. Mogę tylko powiedzieć, że zgłasza się do nas mnóstwo rolników, którym nie jesteśmy w stanie podać żadnych konkretów o terminach odbioru jabłek i płatności za nie, jak również ilościach towaru, które będą mogli dostarczać. Zebraliśmy od wszystkich numery telefonów, i jak podpiszemy umowę, to będziemy się z nimi kontaktować - usłyszeliśmy od przedstawiciela jednego z podmiotów na terenie powiatu sandomierskiego, który ma przyjmować owoce w ramach rządowego programu... (jż)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz