Zamknij

Z kulami na piłkę [Reportaż]

17:58, 13.02.2017 TN
Skomentuj

Kiedy ponad cztery lata temu ostatni raz rozmawialiśmy z 22-letnim wówczas chłopakiem z podsandomierskich Milczan, był w trakcie zbierania funduszy na zakup profesjonalnej protezy lewej nogi, którą stracił w wyniku nowotworu. Już wówczas uderzył nas niesamowity optymizm MARIUSZA ADAMCZYKA. Uzbierał pieniądze na wymarzoną protezę, spełnia się zawodowo w Warszawie, a nawet trafił do reprezentacji Polski w piłce nożnej osób po amputacjach. Piłka zawsze była jego pasją, a Legia Warszawa wielką miłością.

(Tekst z grudnia 2014 roku)

I mimo że od ostatniej rozmowy minęło już kilka lat, to wydaje się, jakby to było wczoraj. Jego życie zmieniło się diametralnie, ale Mariusz tak naprawdę się nie zmienił. Nadal pozostał tym samym, pełnym optymizmu i pasji chłopakiem. Wspomnienia kilkuletniej walki ze śmiertelną chorobą, uciążliwe leczenie, aż wreszcie amputacja nogi, nie mogły nie zostawić śladu w jego psychice. Mimo to Mariusz nie okazuje żalu czy złości, już dawno pogodził się z losem. Dzisiaj jest zdrowy i jak sam przyznaje, życie mu się ułożyło. Żyje, rozwija się i realizuje swoje pasje, chociaż w pewnym momencie lekarze nie dawali mu większych szans.

DRAMAT NASTOLATKA

Koszmar Mariusza zaczął się pod koniec 2000 roku. Miał wówczas 12 lat i uczęszczał do jednej z sandomierskich podstawówek. Był dobrym uczniem, a przede wszystkim aktywnym sportowcem. Biegał, jeździł na zawody sportowe, grał w piłkę nożną, próbował piłki ręcznej. Miał plany związane ze sportem. Ostatnie zawody sportowe, w których wziął udział, odbyły się 11 listopada tamtego roku. Był to Bieg Niepodległości. To po nim zaczął odczuwać ból w kostce. Diagnoza okazała się szokiem - osteosarcom, czyli mięsak kościopochodny, nowotwór złośliwy kości, atakujący osoby w wieku 12-22 lat. Rozpoczęło się intensywne leczenie, Mariusz przerwał naukę w szkole. W marcu 2001 roku doszło do pierwszej operacji. Wycięto mu guza wielkości pięści.

- Pamiętam to traumatyczne przeżycie, gdy powiadomiono mnie, że mogę stracić nogę. Nie było wyjścia i rodzice podpisali stosowne dokumenty, bo rozwój guza był szybki i nie można było dłużej czekać. Pierwsze moje słowa po operacji to pytanie do lekarza, czy mam nogę. Gdy odparł, że tak, powiedziałem sobie, że muszę dać radę. Przecież przede mną jeszcze całe życie. Wtedy myślałem, że walka z rakiem się zakończyła. Niestety, później przekonałem się, że nie. Nigdy bym się nie spodziewał, że walka z nim będzie trwała tyle lat - mówił Mariusz w rozmowie z nami przed czterema laty.

Rozpoczął chemioterapię i wydawało się, że nowotwór ustępuje. Mijały kolejne lata. Chłopak skończył gimnazjum i rozpoczął naukę w sandomierskim "Ekonomiku". Koszmar wrócił w 2005 roku, kiedy podczas rutynowej wizyty w szpitalu wykryto u niego zmiany nowotworowe w płucach. I znowu leczenie, uciążliwa chemioterapia i wreszcie zakończona sukcesem operacja. I znowu chwila wytchnienia. Po roku nowotwór znowu dał o sobie znać. Bolała go operowana przed sześcioma laty noga. Okazało się, że guz ma trzy centymetry. Kolejna operacja. Tym razem udało się jeszcze uratować nogę. Mariusz zdał maturę, rozpoczął studia, wyjechał do Warszawy. Pod koniec 2009 roku rak po raz kolejny o sobie przypomniał. Tym razem nogi nie dało się uratować, została amputowana powyżej kolana. To była dla niego ogromna trauma. Na szczęście nowotwór ustąpił. Od tamtej pory nie było już nawrotów choroby.

Już od 2005 roku, czyli od czasów problemu z płucami, Mariusz zaczął działać w tzw. grupie "Liderzy", czyli grupie osób, które spotykają się osobami chorymi na raka, wspierają je, a przede wszystkim informują, że rak to nie wyrok śmierci. Współtworzył też fundację "Liderzy. Fundacja osób po przebytej chorobie nowotworowej".

ŻYCIE PO CHOROBIE

Po amputacji rozpoczął intensywną zbiórkę pieniędzy na zakup protezy. Sprzedawał na licytacji różne fanty, podarowane mu przez znane osoby, organizował aukcje i zbiórki publiczne. Pomagała mu też jedna z fundacji. Przyznaje, że gdyby nie pomoc wielu przyjaciół, nigdy nie udałoby mu się uzbierać potrzebnej kwoty. Bardzo pomogli mu też kibice Legii Warszawa, drużyny, której kibicuje od dziecka.

- Zależało mi na protezie najlepszej jakości, takiej z wyższej półki, której koszt wynosił około 130 tys. zł. Chodziło o to, aby chód wydawał się jak najbardziej naturalny. Poza tym prowadzę aktywny tryb życia i jakość protezy ma w tym wypadku ogromne znaczenie. Ostatecznie cena zakupu protezy była nieco niższa, ale bez pomocy wielu ludzi nigdy nie udałoby mi się uzbierać takiej kwoty. Moja proteza kosztowała tyle, co dobrej klasy samochód - mówi Mariusz.

Kupił ją na początku 2012 roku i dzisiaj żartuje, że jest już ekspertem od protez, bo wiele godzin spędził na czytaniu różnych opinii, przeglądaniu ofert i wyborze tej najlepszej dla siebie. Przyznaje, że proteza stała się niemal częścią jego ciała i zdejmuje ją tylko wtedy, kiedy musi. Prowadzi normalne życie. Wychodzi ze słusznego założenia, że jeśli wieloletnia walka z ciężką chorobą go nie złamała, to już chyba nic go nie złamie. Ożenił się, od kilku lat mieszka i pracuje w Warszawie. Jest specjalistą ds. administracyjnych i finansowych w jednej z dużych firm.

- Wszystko zaczęło się układać, a teraz dbam o formę, bo po latach wróciłem do aktywnego uprawiania piłki nożnej, oczywiście tej dla osób po amputacjach - dodaje.

SPORT DLA WYBRANYCH

O Amp Futbolu usłyszał przypadkiem. Ta odmiana piłki nożnej dopiero w naszym kraju raczkuje. Piłka nożna zawsze była jego życiem. Grał w drużynach juniorskich w Samborcu i  Sandomierzu. Odkąd pamięta kibicuje warszawskiej Legii i, jak już zamieszkał w Warszawie, regularnie chodzi na Żyletę, czyli tę słynną trybunę najzagorzalszych fanów zespołu.

Na początku przyglądał się z boku jak grają chłopaki po amputacjach. W pewnym momencie znajomy zaproponował mu, by dołączył do zespołu i spróbował swoich sił. Ktoś pożyczył mu sprzęt, bo w Amp Futbolu używa się bardziej wytrzymałych kul, i tak się zaczęło. Przygoda Mariusza z tym sportem trwa już ponad rok i tak go to wciągnęło, że nie myśli rezygnować, mimo że jest to sport bardzo kontuzjogenny.

MIEJSCE W KADRZE

Obecnie polski Amp Futbol nie jest jeszcze w strukturach Polskiego Związku Piłki Nożnej, chociaż podejmowane są kroki, aby tak się stało. Pieczę nad rozgrywkami, reprezentacją i powstałymi niedawno klubami sprawuje Stowarzyszenie Amp Futbol Polska. Zasady gry są bardzo podobne jak w futbolu tradycyjnym, z tym że boisko jest wielkości "orlika" i obie połowy gry trwają po 25 minut. W jednej drużynie występuje siedmiu zawodników łącznie z bramkarzem. Zawodnicy w polu poruszają się o kulach. Piłkę mogą dotykać tylko zdrową nogą, ewentualnie klatką piersiową i głową. Natomiast bramkarz ma dwie zdrowe nogi, lecz pozbawiony jest którejś z górnych kończyn i nie może wybiegać poza pole karne. Zabronione jest też dotykanie piłki kikutem kończyny, zarówno dolnej jak i górnej.

Na początku Mariusz trenował w jednym z małych klubów koło Płocka, jednak gdy powstał klub Amp Futbol Warszawa, rozpoczął treningi z tym zespołem. Obecnie w kraju działa kilka klubów piłkarskich, w których trenują i grają osoby po amputacjach.

- Jeśli natomiast chodzi o reprezentację Polski, to raz w miesiącu w Warszawie odbywają się zgrupowania zawodników, którzy uprawiają tę dyscyplinę. Później spośród nich powoływani są reprezentanci kraju. Trenujemy na boiskach ze sztuczną nawierzchnią, a zimą w halach sportowych. To się może wydawać niewiarygodne, jak szybko wytrenowany zawodnik może się poruszać po boisku i z jaką siłą kopać piłkę, opierając się tylko na kulach. Ja sam się o tym przekonałem dopiero, gdy pierwszy raz zobaczyłem, jak chłopaki grają. Ogromne znaczenie mają w tej grze detale, technika poruszania, wybicia się, przenoszenie ciężaru ciała z kul na zdrową nogę. Ponadto używamy specjalnie wzmacnianych kul, które muszą być idealnie ustawione pod zawodnika, bo każdą niedoskonałość czy wadę sprzętu czuje się podczas meczu. Połamałem już kilka par kul, a gram dopiero rok - dodaje nasz bohater.

Debiut w reprezentacji Polski Mariusz zaliczył w czerwcu tego roku. Zagrał w Suwałkach w meczu z Ukrainą. Nasi wygrali wówczas 2:1, a Mariusz grał na prawej pomocy.

- Niedawno reprezentacja Polski przebywała na mistrzostwach świata w Amp Futbolu w Meksyku. Niewiele zabrakło, a załapałbym się do kadry. Póki co są lepsi ode mnie. Trenuję dopiero od stycznia, jeszcze dużo pracy przede mną, ale myślę, że na następne turnieje już będę miał stałe miejsce w kadrze. Poza tym ostatnio leczyłem kontuzję. Trenuję dwa razy w tygodniu, buduję formę i myślę, że w styczniu wrócę do kadry - mówi z uśmiechem.

JÓZEF ŻUK

(TN)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%