Historia istnienia - bo trudno tutaj mówić o funkcjonowaniu - stoku narciarskiego w Siedleszczanach to tragikomedia pierwszego sortu. Gdyby podzielić koszty jego budowy przez liczbę dni, w które do tej pory był czynny, to wyszłoby, że każdy taki dzień był wart kilkadziesiąt tysięcy złotych. I to pomimo tego, że trwa właśnie piąta zima od momentu oficjalnego uruchomienia obiektu.
W zimie 2013 roku pisaliśmy na naszych łamach, że chociaż postawione za 2,5 miliona złotych wyciągi narciarskie od pewnego czasu są już odebrane, gotowe do użytku i posiadają stosowne zezwolenia, to najprawdopodobniej będzie można je udostępnić narciarzom dopiero... wiosną. Dlaczego? Ano dlatego, że urzędnicy niedługo wcześniej zorientowali się, że, zgodnie z umową na unijne dofinansowanie budowy ośrodka, ma on być udostępniany za darmo, a co za tym idzie, trzeba by było dokładać do interesu. Wystąpili więc do urzędu marszałkowskiego o zmianę tych zapisów.
W połowie stycznia ówczesny burmistrz Baranowa Sandomierskiego Jacek Hynowski mówił, że na decyzję w tej sprawie trzeba będzie poczekać kilka tygodni. Tłumaczył, że dopiero gdy okaże się ona pozytywna, zostanie ogłoszony przetarg, który wyłoni dzierżawcę obiektu. Nikt w urzędzie się bowiem na tym nie zna i nie posiada stosownych uprawnień... (rn)
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz