Zamknij

Dodaj komentarz

Wszystko jest fantasy. Rozmowa z tarnobrzeżanką Beatą M. Goździewską

Piotr Welanyk Piotr Welanyk 14:23, 15.11.2025 Aktualizacja: 16:56, 15.11.2025
Skomentuj Beata Goździewska upodobała sobie Dark Fantasy Beata Goździewska upodobała sobie Dark Fantasy

Beata M. Goździewska to rodowita tarnobrzeżanka, autorka książek z gatunku fantasy. Jej ostatnia książka, „Dokonać niemożliwego”, zbiera bardzo dobre recenzje. Patronat medialny nad jej wydaniem sprawuje „Tygodnik Nadwiślański”.

– „Dokonać niemożliwego” nie jest Pani pierwszą książką?

– Nie, to trzecia książka, którą napisałam, choć poniekąd traktuję ją jak premierową. Tamte dwie wcześniejsze nazwałabym raczej moimi prototypami literackimi. Pisałam je na bardzo wczesnym etapie życia. Gdy patrzę na nie teraz, widzę, że jest tam bardzo dużo do poprawy i zamierzam je napisać od nowa.

– To ile lat Pani miała, gdy napisała pierwszą książkę?

– Skończyłam ją pisać jako 15-latka, a wydałam jako 18-latka. Byłam jeszcze uczennicą. Ukończyłam Szkołę Podstawową nr 3 w Tarnobrzegu, potem Gimnazjum nr 1 i Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika, byłam zafascynowana fantastyką…

– No właśnie, skąd u Pani zainteresowanie tym gatunkiem?

– Od zawsze mnie fascynował. Zaczęło się chyba od Harry Pottera. To mnie „zaraziło”, postanowiłam sobie zostać „polską J.K. Rowling”. Ale tymi klimatami fantasy byłam zaszczepiona od dziecka, oglądałam anime od 4. roku życia, bo tato namiętnie „katował” Dragon Ball.

– „Dokonać niemożliwego” zaskakuje. Polscy autorzy fantasy raczej lokują swoje powieści w  klimatach słowiańskich, albo europejskich, Pani poszła w kierunku Dalekiego Wschodu...

– Bardzo lubię Azję, fascynuje mnie tamta kultura, marzy mi się, żeby kiedyś tam pojechać. Jak wspomniałam, wyrastałam na bajkach anime, na mandze, uwielbiam te klimaty, dlatego cykl „Klątwa Plugawca” musiał być umieszczony właśnie w takiej estetyce. Jedna z recenzentek „Dokonać niemożliwego” sprawiła mi wielką przyjemność pisząc, że czuła się, jakby czytała Naruto. Porównanie do takiego dużego anime to zaszczyt.

– Po lekturze książki mam wrażenie, że Pani, podobnie jak George R.R. Martin, niespecjalnie przywiązuje się do swoich bohaterów?

– Bo wielu z nich ginie? Fakt, można powiedzieć, że lubię ich zabijać. Redaktorka mojej powieści powiedziała mi, że najlepsze w tym jest u mnie to, że jak zabijam kogoś istotnego dla fabuły, to za każdym razem w inny sposób. Ale tak naprawdę, mam do moich bohaterów podejście emocjonalne, wręcz się do nich przywiązuję. Nawet jeżeli giną na kartach książki, to w jakiś sposób przeżywam to emocjonalnie.

– W pierwszym tomie ginie kilka pierwszoplanowych postaci, wystarczy bohaterów do końca czwartej części cyklu?

– Dlatego w moich książkach robię duże rodziny bohaterów, bo im więcej w  nich osób, tym więcej do zlikwidowania. To tak trochę żartobliwie, ale te śmierci mają też wpływ na głównego bohatera, na jego głębię emocjonalną, bo musi zmierzyć się ze stratą. Swoją drogą, dostałam kilka sugestii od recenzentek, że niektórych bohaterów lepiej byłoby w jakiś sposób w kolejnych tomach przywrócić do życia. Niewykluczone, że tak zrobię.

– Mam wrażenie, że Pani dobrze bawi się przy pisaniu? Słuszne?

– Tak, od początku do końca. „Dokonać niemożliwego” to dopiero pierwszy tom, w sumie ma ich być cztery. Bawię się świetnie pisząc tę historię, w sumie skończyłam już drugi tom, pracuje tylko nad poprawkami. Planuję go wydać w przyszłym roku. To jest o tyle skomplikowane, że chcę być samowydawcą, więc wszystko musi się zgrać w czasie i muszę znaleźć ludzi, którzy pomogą mi to zrobić dobrze. No i pozostaje kwestia finansowa – gdy mnie ktoś pyta, kiedy będzie drugi tom cyklu „Klątwa Plugawca”, odpowiadam, że w przyszłym roku, o ile nie zbankrutuję.

– Pani książka wyróżnia się tym, że jest napisana bardzo dobrą polszczyzną, czyta się ją wartko…

– Tu dużo pomogła mi redaktorka. W  jakimś sensie dobry redaktor uczy też pisać, bo tego się nie da wynieść ze szkoły. Stamtąd raczej wynosi się złe nawyki. Nie uczą nas pisania dialogów, ani tego, jak pisać ogólnie opisy, żeby były rzeczywiście ciekawe. Teraz książki są tak pisane, że kluczowe są pierwsze trzy – cztery rozdziały. One muszą zaciekawić czytelnika.

– Nie myślała Pani, żeby spróbować swoich sił w innym niż fantasy gatunku literackim?

– Dużo osób mi mówi: „Beata, napisz kryminał!”, bo ukończyłam studia na kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne, miałam praktyki w policji i dobrze orientuję się w tej tematyce. Tylko, że nawet jakbym dała się namówić, to i tak będą tam na pewno elementy fantastyki. Tak już mam, nawet jak próbowałam napisać romans, to stworzyłam go w klimacie fantastyki, bo dotyczył wampirów.

– Jak Pani otoczenie przyjmuje pisanie i to tak specyficznego gatunku jak fantasy?

– Rodzina na początku była sceptyczna, mama mówiła: „Skup się na nauce”. Ale teraz mnie wspierają i  pomagają. Także w pracy, a pracuje w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego, mam coraz więcej fanów swojej twórczości. Bardzo miło słyszeć takie gratulacje. Niektórzy bardzo chcą, żebym napisała jakąś książkę o urzędnikach, ale taką „pod przykrywką”, żeby nie było, że to o nas. No nie powiem, byłoby o czym pisać (śmiech).

– Część recenzji „Dokonać niemożliwego” podkreśla, że pod płaszczykiem fantasy, porusza Pani w książce ważkie tematy…

– W jakimś stopniu na pewno tak. Pojawiają się tu motywy odrzucenia, alienacji, braku akceptacji, chęci zyskania za wszelką cenę uznania najbliższych. To są rzeczy, z którymi ludzie zmagają się w prawdziwym świecie, czytelnik może odnaleźć w  tej opowieści także swoje rozterki czy problemy.

– „Dokonać niemożliwego” dopiero trafia do księgarni. Liczy Pani na sukces?

– Patrząc całościowo, to bardzo trudno jest się przebić na rynku wydawniczym, szczególnie jeżeli nie ma się za sobą zaplecza w postaci mocnej promocji ze strony wydawnictwa. Zobaczymy jak będzie, liczę, że jeżeli ktoś sięgnie po tę książkę, to go ona zainteresuje. Recenzje, jakie zebrała, były bardzo pozytywne, do tego, co podkreślano, wyróżnia się oryginalnością i różni od większości wydawanego u nas fantasy. To daje mi duże nadzieje.

– Pierwszy tom cyklu kończy się dość dramatycznie. Mam nadzieję, że z Pani sagą nie będzie jak z „Grą o tron” R.R. Martina, która dotąd nie została zakończona…

– Nie, nie, te cztery tomy, na jakie zaplanowała tę opowieść, na pewno chcę skończyć. Co będzie dalej, czy pozostanę przy tej historii, to dopiero się okaże. Na pewno chcę wrócić do tej mojej pierwszej książki, „Żniwiarza”, napisać ją od nowa i  pociągnąć dalej tamtą opowieść.

– Dziękuję za rozmowę.

ozmawiał PIOTR WELANYK

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%