Urodził się pod zaborami, przeżył dwie wojny światowe, był świadkiem narodzin niepodległej Rzeczpospolitej, budował kościoły i przez długie lata służył wiernym w wiejskich para ach. W cieniu kanonizacji Jana Pawła II w katedrze sandomierskiej rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. STANISŁAWA SUDOŁA (na zdjęciu), zmarłego w 1981 r. w opinii świętości kapłana z Dzikowca w powiecie kolbuszowskim.
- Kochał ludzi i dla nich żył niezależnie od gwałtowności wojny, napięć na tle narodowościowym i w czasach komunizmu. Jest dla nas wzorem, rachunkiem sumienia, mocnym znakiem danym od Boga, aby nie zwlekać z nawróceniem i uwierzyć Ewangelii. Ponieważ jest on nadal wzorem dla kapłanów, a wierni są przekonani o jego świętości, w porozumieniu z kapłanami i osobami świeckimi postanowiliśmy otworzyć jego proces beatyfikacyjny - ogłosił biskup Krzysztof Nitkiewicz.
We wspólnej modlitwie w katedrze oprócz duchowieństwa wzięli udział także przedstawicie władz samorządowych, mieszkańcy Dzikowca oraz miejscowości, w których pracował ks. Sudoł. Przyszły kandydat na ołtarze urodził się 16 marca 1895 r. w leśnej osadzie Zembrza niedaleko Raniżowa, jako siódme z ośmiorga dzieci Marcina i Wiktorii Sudołów.
Jak pisał biograf księdza, pochodzący z naszego regionu prof. Jan Konefał z KUL, "w majestacie tego miejsca wyczuwa się, że prawa ziemi wydartej puszczy stanęły tu ponad człowiekiem i ukształtowały charakter ludzi ziemię tę uprawiających". Może dlatego symbolem pokoleniowego trwania stał się dom rodzinny ks. Stanisława, będący pod koniec XX wieku jednym z najstarszych na terenie Puszczy Sandomierskiej zabytkowych domostw bartniczych, wokół którego stały rzeźbione w pniach ule i rosły 400-letnie drzewa. Zamieszkały przez wielopokoleniową rodzinę Sudołów, niestety, doszczętnie spłonął w maju 2000 r.
Pomimo niedostatku i konieczności pracy w rodzinnym gospodarstwie, rodzice postanowili wysłać małego Stasia najpierw do szkoły ludowej w pobliskiej Zielonce, a później w Raniżowie. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni chłopiec chodził do szkoły kilka kilometrów boso, co jednak nie zniechęciło go do nauki. I właśnie w Raniżowie miejscowy proboszcz dostrzegł w wiejskim chłopaku nieprzeciętne uzdolnienia. Stanisław, który miał zostać na ojcowiźnie, chciał się uczyć. W końcu ojciec dał się przekonać i chłopskie dziecko trafiło do gimnazjum w Rzeszowie, a później do Sambora, gdzie pracował duchowny pochodzący z rodzinnych stron.
Po roku Stanisław wstąpił do małego seminarium duchownego w Przemyślu i kontynuował naukę w miejscowym gimnazjum. Nim przystąpił do matury, wybuchła "Wielka wojna".
W roku szkolnym 1914/1915 z powodu działań wojennych w Galicji zamknięte były wszystkie szkoły. Głód w zimie był taki, że postanowiono uczniów wysłać do domów, więc Stanisław wrócił do Zembrzy. Tam szczęśliwie uniknął poboru do armii austriackiej (przez stwierdzoną lekarsko "fizyczną niezdolność do służby") i samodzielnie przygotowywał się do matury.
Otrzymane dopiero 23 września 1915 r. świadectwo maturalne wieńczyło jego trud zdobywania wiedzy na przestrzeni lat 1907-1915 w trzech cesarsko-królewskich gimnazjach. W czasie I wojny światowej 79 wychowanków małego seminarium duchownego w Przemyślu brało udział w działaniach wojennych, 4 zginęło, 32 w latach 1913-1920 wybrało teologię na Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu.
Wśród nich był Stanisław Sudoł. Podczas studiów o wszechstronne przygotowanie alumnów dbali m.in. zwierzchnik Kościoła przemyskiego, bp Jan Sebastian Pelczar (kanonizowany przez Jana Pawła II) i rektor ks. Teofil Łękawski, powstaniec styczniowy, w oczach seminarzystów uważany za symbol ciągłości zmagań Polaków o przywrócenie niepodległości państwa, przez ponad wiek będącego pod zaborami. Po latach echa tej patriotycznej edukacji można było usłyszeć w kazaniach ks. Sudoła, w których historia Polski była częstym tematem. (...)
Piotr Niemiec
Więcej w papierowym wydaniu "TN".
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz