– Spotykamy się w dziwnym momencie. Miał Pan kandydować do Sejmu, Pana nazwisko pojawiło się na oficjalnej liście kandydatów Koalicji Obywatelskiej, a potem z niej zniknęło. Co się stało?
– Jestem człowiekiem opozycji i jako taki pragnę, by przejęła ona w końcu władzę w Polsce. Teraz więc nie ma co roztrząsać tego, dlaczego nie ma mnie na listach. Najprościej mówiąc, niedomówienie wśród ugrupowań mnie popierających. Ale cieszę się z tego, bo było ich wiele, stąd to całe zamieszanie. W sumie świadczy ono o tym, że działalność mojego stowarzyszenia jest czymś ważnym. Zostawmy to jednak. Teraz, jak już to powiedziałem publicznie, jest czas wielkiej roboty. Uważam, że PiS już dostatecznie wiele popsuł w naszym kraju, że dziś wszyscy musimy się zmobilizować, zakasać rękawy i harować, naprawdę harować, aby te rządy się wreszcie skończyły.
– Nie czuje Pan jednak żalu o to zamieszanie i finalnie, brak miejsca na liście?
– Jeśli ktoś liczył na to, że ja się teraz obrażę i nie będę wspierał opozycji, to się bardzo pomylił. Mnie nie można kupić, zastraszyć, poniżyć, czy też zdezawuować. Naprawdę, jako osoba wielokrotnie i ciężko doświadczana przez los, nie daję się złamać. Taki ma właśnie problem PiS z osobami z niepełnosprawnościami, że my się nie dajemy. A triumf opozycji będzie moim zwycięstwem i zwycięstwem mojego środowiska.
– Podkreślał Pan, że wybory i kampania będą dobrą okazją, by mówić o potrzebach osób z niepełnosprawnościami. Co teraz?
– By mówić o potrzebach osób z niepełnosprawnościami nie potrzeba mi uczestniczyć w politycznych wyścigach. Już dziś robimy mocną kampanię na całym Podkarpaciu pod hasłem „NIE WYKLUCZAJ”. Pomagają w tym ludzie biznesu, świata kultury i samorządowcy. Za co jestem im bardzo wdzięczny. Te działania sprawiają, że zgłaszają się do nas nowi członkowie. Nasza Inicjatywa Społeczna „Dziś dla Jutra” to jest już kilkadziesiąt osób i drugie tyle zgłoszeń. Nasz sekretarz, Robert Napieracz, ma z tym pełne ręce roboty. Będziemy też kontynuować już znane i bardzo dobrze odbierane, dotychczasowe akcje. Polityka to dobre narzędzie, dzięki któremu bylibyśmy bardziej skuteczni. Ale naszą główną siłą są przede wszystkim ludzie, których traktuję, tak mogę to po naszej już dwuletniej pracy dziś powiedzieć, jako swoich przyjaciół.
– Nagrał Pan filmik, w którym wzywa do głosowania na opozycję. Nie wymienił Pan jednak żadnej konkretnej partii...
– Naszą siłą są ludzie, którzy przychodzą do nas ze wszystkich stron sceny politycznej, mają różne poglądy, zapatrywania, sympatie polityczne. Dlatego uchwałą zarządu zdecydowaliśmy się nie popierać konkretnych osób, ani konkretnych partii, ale jednocześnie zdecydowanie pokazać, po której stronie tej walki o demokrację się sytuujemy. Pewno byłoby inaczej, gdyby mnie posłuchano i powstała jedna lista opozycji, do czego publicznie, bo nawet na łamach „Rzeczpospolitej”, nawoływałem. Wówczas wybór byłby bardzo prosty. Wciąż dziwię się, że do takiego rozwiązania nie doszło. Przecież w moim stowarzyszeniu są ludzie związani z Lewicą, Trzecią Drogą i KO, są też przede wszystkim osoby bezpartyjne. Wszyscy potrafią ze sobą świetnie pracować. To, że mnie nie ma na listach, jest po części pokłosiem również tej sytuacji. Jeśli politycy zatem chcą, by im pokazać jak się buduje prawdziwą wspólnotę, a nie wrogie grupy plemienne i jak przekuć to w konstruktywne działanie, to zapraszam do nas. Nawet po wyborach, gdyż tak jak powtarzam, właśnie teraz, gdy wygramy, to roboty przed nami będzie bardzo dużo.
– Pan zdaje się lubi hasło „Niemożliwe nie istnieje”?
– Tego hasła używał zawsze śp. prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, zapewne inspirowany książką Kiliana Jorneta o tym samym tytule. Ja się pod tym absolutnie podpisuję. Moje życie w każdej sferze jest tego dowodem. Proszę zobaczyć - miałem nie chodzić. A obecnie… poruszam się samodzielnie, prowadzę samochód, jestem nauczycielem III LO w Rzeszowie, wykładowcą akademickim w trakcie habilitacji i założyłem stowarzyszenie. W zasadzie w każdym momencie jak pokonywałem kolejną barierę, ludzie przecierali oczy ze zdumienia. Gdy zakładałem stowarzyszenie, nawet w kręgu rodzinnym mówili mi, że to się nie uda. Oczywiście nie jestem jakimś wyjątkiem. Ludzi, którzy mają podobne doświadczenia, którzy podobnie zmagają się z życiem, jest w Polsce wielu. Tylko, że się o nich nie mówi. Niepełnosprawność kojarzy się dziś z litościwą jałmużną z jednej strony, oraz roszczeniowością z drugiej. Jest to absolutnie nieprawdziwy i krzywdzący obraz. Zrobię wszystko aby z takim postrzeganiem niepełnosprawności raz i na zawsze skończyć.
– Wspomniał Pan o stowarzyszeniu. Zakres jego działalności faktycznie imponuje...
– Gdy zakładaliśmy Inicjatywę Społeczną „Dziś dla Jutra”, wielu pukało się w głowę. Obecnie ci sami ludzie chcą z nami współpracować. W naszym gronie są lekarze, prawnicy, przedsiębiorcy, menadżerowie, naukowcy i samorządowcy. Jesteśmy organizacją partnerską dla wielu innych organizacji, instytucji i przedsięwzięć. Rozrosło się to do tego stopnia, że dostaliśmy propozycję bycia na poziomie regionalnym think thankiem jednej z partii. Owocem czego, na marginesie, miał być właśnie mój start w wyborach. Obecnie jednak skupiamy się na działaniu w ramach niepolitycznych grup eksperckich jak np. Klub Integracji Europejskiej, czy Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– Czym się obecnie konkretnie zajmujecie?
– Tak jak powiedziałem, oddolnie jest wiele do zrobienia i tę robotę będziemy chcieli zrobić. Wszyscy dostrzegamy szanse jakie są do wykorzystania, a które ciągle nas gdzieś mijają. Niezłożenie wniosku o fundusze na KPO to tylko wierzchołek góry lodowej. Wszyscy dziś słusznie na to narzekają. Tylko problem polega na tym, że instytucje w dużej mierze nie potrafią pisać projektów i w rezultacie te dotacje w większości dalej by przepadały! A przecież wszystkie segmenty naszego życia, oświata, ochrona zdrowia, kultura, nauka, sport, opierają się na skutecznej alokacji środków, to one w dużym stopniu wpływają na jakość i kształt polityk publicznych. Czasem mam wrażenie, że niektórzy odetchnęli z ulgą, że tych pieniędzy nie będzie, bo wszakże UE nie toleruje dyletanctwa. Podejście do projektów, do wykorzystywania środków zewnętrznych musi się zmienić i chcemy w tym pomóc.
– Czy po przykrych w gruncie rzeczy doświadczeniach związanych ze zbliżającymi się wyborami, zamierza Pan nadal udzielać się w polityce?
– Moim planem jest być z ludźmi. Tak jak powiedziałem, polityka to jedynie narzędzie do tego by skuteczniej reagować na ludzkie potrzeby, trudności, niedomagania. Gdy polityka staje się dla kogoś celem samym w sobie, to to wszystko traci sens. Profesor ks. Józef Tischner pisał, że „człowiek nie byłby egzystencją dramatyczną, gdyby nie trzy czynniki: otwarcie na drugiego człowieka, otwarcie na scenę i na przepływający czas”. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, jestem na scenie tego publicznego dyskursu, ale by konkretnie odpowiedzieć na pana pytanie, muszę dać sobie i moim współpracownikom właśnie trochę czasu. On będzie dopełnieniem, by zrealizować to o czym mamy odwagę nie tylko marzyć. Bo przecież niemożliwe nie istnieje.
– Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz