[FOTORELACJA]7065[/FOTORELACJA]
Środowe wydarzenie zgromadziło około stu osób. Sala konferencyjna książnicy była pełna. Marcin Kydryński rozpoczął opowieści o swoich pasjach od wyznania na temat Sandomierza.
– Wędruję po Polsce ze spotkaniami od lat. Przynajmniej od pięciu, jeśli nie od siedmiu, mówię mojej agentce co tydzień to samo: „Błagam, załatw mi pierwsze w moim życiu spotkanie w Sandomierzu”. Była to miłość nieodwzajemniona. Przyjeżdżałem tutaj zawsze stęskniony, zachwycony, olśniony, ale nigdy wcześniej spotkania nie było. Jest to zatem dla mnie wielkie przeżycie – mówił dziennikarz, witając się z publicznością.
Marcin Kydryński przybył do sandomierskiej biblioteki między innymi po to, aby opowiedzieć o swojej najnowszej książce zatytułowanej „Milagro. Dziennik kubański”. Przyznał, że nie miał jej w planie. Pomysł narodził się nagle, a u jego podstaw legła oczywiście muzyka, jedna z najpiękniejszych, najbardziej zmysłowych i czułych dla niego, obok portugalskiej i kabowerdyjskiej, a także zafascynowanie karaibską wyspą.
– Poleciałem na Kubę pierwszy raz w życiu, bo byłem ciekaw, skąd bierze się ta muzyka, którą tak wielbię i którą dzielę z moimi słuchaczami od 35 lat. Uważałem, że jest to wręcz niepoważne i nieprofesjonalne, żeby opowiadać o muzyce kubańskiej, nigdy tam nie będąc. Zaledwie w trzy tygodnie doznałem tak silnego olśnienia, że zrobiłem rzecz absolutnie szaloną, mianowicie po przyjeździe do Polski zaproponowałem wydawnictwu książkę o Kubie. Nad pozostałymi książkami pracowałem cztery, pięć, siedem, piętnaście, a nawet dwadzieścia pięć lat, a w tym przypadku było to mgnienie – opowiadał autor „Siesty”.
Dziennikarz przyznał, iż jest człowiekiem uzależnionym od miejsc, które zdają się istnieć poza czasem, „z boku”, nie ulegając presji, jaką wywiera współczesny świat – pośpiechu, pogoni. Takich punktów na mapie, zauważył Marcin Kydryński, jest coraz mniej. – Była nim Lizbona, kiedy przyjechałem do niej pierwszy raz, zapomniana przez Boga i ludzi. Ale bardzo się zmieniła. I odnalazłem Lizbonę mojego pierwszego zachwycenia na Kubie – dodał fotograf.
Bohater spotkania zaprezentował zdjęcia wykonane na tej wyspie
Mówił także o Afryce, którą zjeździł wzdłuż i wszerz, spędzając tam łącznie około 10 lat, Owocem tych wypraw była „Biel” – książka, która powstawała w sumie ćwierć wieku. Rozdziały do niej, jak powiedział Marcin Kydryński, odkładały się z poszczególnych podróży jak słoje w drzewie. Kiedy uznał, że warto je wydać w jednej książce, postanowił dopisać kolejne i zobaczyć miejsca, w których jeszcze nie był. W ciągu jednego roku odwiedził 12 krajów. Dzięki temu publikacja stała się kompletna.
Marcin Kydryński był w miejscach dotkniętych wcześniej konfliktami, wojnami, kataklizmami. – Poznałem tam ludzi, którzy musieli poukładać sobie jakoś życie po apokalipsie, znaleźć miejsce na czułość, tkliwość, miłość, elementarne ludzkie uczucia. To mnie interesowało – poezja życia codziennego w miejscach niezwykle doświadczonych przez historię czy naturę. Taki był pomysł na „Biel” – mówił autor.
Zapytany o miejsce najbardziej ukochane, odpowiedział jednak: „Italia”, dodając, że od niedawna jest to także Kuba.
Co w fotografii jest dla Marcina Kydryńskiego najważniejsze? – To zależy od sytuacji, od tego, czym akurat się zajmuję, ale gdybym miał odpowiedzieć jednym zdaniem, wskazałbym na ocalenie, zatrzymanie czegoś tak kruchego, nietrwałego, ulotnego jak człowiek – jego wyraz twarzy, emocje, ruch ciała, uroda czy brzydota, jego historia – zaznaczył gość biblioteki.
Ale Marcin Kydryński przyznał również, że fotografia, związane z nią intensywne skupienie na rzeczywistości, go męczy. Wyznał też, że bywa znużony sam sobą, tworząc od 35 lat audycje „Siesta”, mimo nieustającej fascynacji dla muzyki. Ta, jak się wyraził, jest osią, wokół której skupiają się inne ważne dla niego przedsięwzięcia, jak Siesta Festiwal czy siestowe płyty. Wspominał o współpracy z Anną Marią Jopek, swoją żoną, dla której pisał teksty i muzykę, był także współproducentem jej płyt. Ale to, jak przyznał, już minęło. Wyjaśnił, że zajmuje się wieloma rzeczami, ponieważ dość szybko się nudzi, ma słomiany zapał. Zabrakło mu siły i determinacji, by wytrwać dłużej choćby w nauce gry na klarnecie i saksofonie czy nauce francuskiego.
– Być może znajdę coś nowego. Zobaczymy. Marzy mi się, że doświadczę kolejnego olśnienia, które zmieni mnie w kogoś innego. Jestem odrobinę znużony tym, kim jestem od 55 lat. Zajmuję się wieloma sprawami również dlatego, że daje mi to złudzenie życia wielokrotnego, trochę tak, jak w przypadku aktorów, którzy żyją życiem innych postaci. Zazdroszczę im tego – mówił Marcin Kydryński.
W czasia spotkanie był czas na pytania publiczności. Tych nie brakowało. Potem ustawiła się długa kolejka po autografy i dedykacje Marcina Kydryńskiego.
1 0
A tarnobrzeska biblioteka nie mogła skorzystać z okazji skoro już był tak blisko i też zaprosić Pana Kydryńskiego na spotkanie?! Chętnie bym skorzystał ponieważ do Sandomierza nie mam się jak dostać.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tyna.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz