Jak zwykle jesienią w gminach wiejskich zaczynają grasować porzucone, głodne psy. Problem jest poważny, choć samorządy posiadają gminne programy opieki nad bezdomnymi zwierzętami.
Przed tygodniem zadzwonił do nas zdenerwowany i mocno wystraszony mieszkaniec gminy Jarocin Tadeusz Rzekęć, któremu dwa wałęsające się, duże i głodne psy zagryzły kozy. - Udało mi się zamknąć czworonogi na mojej działce. Później zadzwoniłem po pomoc do gminy i na policję. Ale na razie bez żadnego skutku. Psy są głodne i bardzo agresywne, a mój dom znajduje się niedaleko szkoły w Jarocinie. Dzieci boją się tędy przechodzić. Boją się, że te psy je zaatakują - niemal krzyczał do słuchawki. Prosił o interwencję, ponieważ jego telefony do wójta nie przyniosły żadnego skutku.
Okazało się, że wójt Zbigniew Walczak był w tym czasie na gminnej uroczystości i nie mógł osobiście podjąć stosownych działań. Ale jeszcze tego samego dnia zlecił swojemu zastępcy powiadomienie o zdarzeniu prezesa Gminnego Zakładu Komunalnego, z którym gmina ma podpisaną umowę na opiekę nad bezpańskimi czworonogami. A ten nazajutrz rano zamierzał pojechać do gospodarstwa mieszkańca Jarocina, odłowić zgłoszone psy i przewieźć na teren zakładu. Późnym wieczorem nasz czytelnik informował, że na jego liczne apele nie odpowiedziała ani gmina, ani policja, ani weterynaria powiatowa. - Niech pan coś zrobi, bo przecież nie mogę tych zwierząt trzymać w nieskończoność. Niech któryś ucieknie i zaatakuje, to odpowiedzialność spadnie na mnie - mówił bardzo zdenerwowany. Rano okazało się, że interwencja dziennikarza i pracowników Zakładu Komunalnego nie była już potrzebna... (pn)
WIĘCEJ W NAJNOWSZYM WYDANIU "TYGODNIKA NADWIŚLAŃSKIEGO" LUB eTN.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz