Zamknij

Rembrandt czy nie Rembrandt? Tajemnica portretu zdobiącego jedną z sal Zamku Tarnowskich w Tarnobrzegu

15:00, 25.12.2022 . Aktualizacja: 20:30, 26.12.2022
Skomentuj

Jest niewielki, nie rzuca się w oczy. Dopiero przy bliższym przyjrzeniu się zaczyna hipnotyzować. Portret młodzieńca zdobiący jedną z sal Zamku Tarnowskich w Tarnobrzegu ma w sobie coś, co sprawia, że od kilkuset lat budzi emocje. Trudno się temu dziwić – wiele wskazuje na to, że jest dziełem jednego z najwybitniejszych malarzy w historii, Rembrandta van Rijna.

Dziś w spisach muzealnych obraz określany jest jako dzieło „naśladowcy z kręgu Rembrandta”, albo „z kręgu Rembrandta”, ale jeszcze niedawno najwięksi znawcy twórczości holenderskiego malarza nie mieli wątpliwości, że to autoportret samego Rembrandta. Do tego wyjątkowy, bo młodzieńczy i prawdopodobnie jeden z pierwszych w jego karierze. Jakby tego było mało, sam obraz ma burzliwą historię.

– Na temat tego, czy obraz z naszych zbiorów namalował Rembrandt czy nie, nie będę się wypowiadał. To nie moja dziedzina, nie jestem historykiem sztuki, czy konserwatorem. Natomiast jako historyk, mogę spróbować pomóc prześledzić jego losy na przestrzeni wieków. To bardzo ciekawa historia, pełna zagadek wciąż czekających na rozwikłanie – mówi Radosław Pawłoszek, kustosz w Muzeum Historycznym Miasta Tarnobrzega.

KRÓL STAŚ KUPUJE PORTRET

Nie wiadomo dokładnie, kiedy obraz stanowiący dziś część Kolekcji Dzikowskiej został namalowany. Profesor Michał Walicki, historyk sztuki, wybitny znawca malarstwa holenderskiego, datował go na ok. 1628 rok. Ten sam okres – 1627/28, wskazywali eksperci oceniający obrazy umieszczone na wielkiej wystawie rembrandtowskiej w Lejdzie, w 1906 roku. Oznaczałoby to, że Rembrandt van Rijn malując ten autoportret miał zaledwie 21-22 lata. W życiu artysty był to okres, gdy dopiero rozpoczynał karierę, prowadząc w Lejdzie pierwszą pracownię malarską. Wtedy też po raz pierwszy „wypłynął na szerokie wody”, zostając protegowanym Constantijna Huygensa, jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Niderlandach tamtych czasów.

Dalsze losy obrazu giną w mrokach dziejów. Dopiero przeszło 100 lat później, w 1733 roku, malowidło odnajduje się w kolekcji malarstwa księcia Lichtenstein, jako „Autoportret” Rembrandta van Rijna. Potem znów zapada cisza na kilkadziesiąt lat. Na karty historii obraz powraca na przełomie 1766/1767 roku i jest to ślad polski. Portret zostaje kupiony w Wiedniu przez wysłanników króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

– Zachowały się opisy tej transakcji, w tym list z 7 stycznia 1767 roku, adresowany do pani Geoffrin prowadzącej w Paryżu słynny salon artystyczny. Król informuje w nim, że wkrótce otrzyma z Wiednia przesyłkę z obrazem wielkiego mistrza – mówi Radosław Pawłoszek.

Za zakupem dzieła do królewskich zbiorów stał nie kto inny, tylko sam Marcello Baciarelli, nadworny malarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nie miał on wątpliwości, że obraz namalował Rembrandt. Z takim też opisem wprowadził go do inwentarzy królewskich. Autoportret młodzieńczy, znany jako „Portret młodego mężczyzny, w półpostaci, z brązowymi włosami przykrywającymi czoło” zdobił ściany królewskiego pałacu w Łazienkach.

SPADKI I WIANA

Po abdykacji ostatniego króla Polski, a potem jego śmierci, obraz wszedł do masy spadkowej po władcy. Zdaniem badaczy kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego, wtedy po raz pierwszy pojawiła się wątpliwość co do autorstwa Rembrandta. W spisie obrazów przy „Autoportrecie młodzieńczym” nazwisko mistrza zostało przekreślone, zaś cena obniżona o połowę. Nie wiadomo jednak, czy nie chodziło o jakąś próbę „wyprowadzenia” obrazu z majątku, bowiem wpis był anonimowy, zaś niedługo później nazwisko Rembrandt van Rijn wróciło do opisu dzieła, przywrócono również poprzednią cenę.

– Ostatecznie obraz stał się własnością księcia Józefa Poniatowskiego,bratanka króla. Prawdopodobnie wisiał w jego warszawskim pałacu Pod Blachą – opowiada R. Pawłoszek.

Słynny „Pepi”, wódz naczelny wojsk Księstwa Warszawskiego i marszałek napoleońskiej Francji, poległ 19 października 1813 roku w bitwie pod Lipskiem. Jego majątek odziedziczyła siostra, Maria Teresa z Poniatowskich Tyszkiewiczowa.

W 1815 roku sprzedała obraz pędzla Rembrandta Janowi Feliksowi hr. Tarnowskiemu – twórcy Kolekcji Dzikowskiej. Transakcji dokonano dokładnie 10 czerwca, zaś obraz kosztował 10 dukatów. Portret trafił do zbioru Tarnowskich i… w zasadzie słuch o nim zaginął na kilkadziesiąt lat. Na kartach historii pojawił się dopiero na przełomie XIX i XX wieku, za życia Jana Zdzisława hr. Tarnowskiego. I to w okolicznościach więcej niż zagadkowych. Okazało się bowiem, że w którymś momencie Tarnowscy przestali być jego właścicielami! „Autoportret” Rembrandta stał się własnością Starzeńskich, właścicieli Sędziszowa. Był ozdobą niewielkiej galerii sztuki, jaką zgromadzili w pałacu w Górze Ropczyckiej.

– Nie natknąłem się na żadne informacje mówiące o tym, że obraz został przez Tarnowskich sprzedany, bądź wymieniony. W grę wchodzą trzy pokolenia rodu – Jan Feliks Tarnowski, jego syn Jan Bogdan Tarnowski i wnuk, Jan Dzierżysław Tarnowski. W którymś momencie musiało dojść do jakiejś transakcji. Chciałbym przeprowadzić dokładne badania archiwów rodu Tarnowskich pod tym kątem. Może uda się tam znaleźć jakąś wzmiankę, która pomogłaby w ustaleniu losów obrazu – zapowiada R. Pawłoszek.

Los sprawił, że choć okrężną drogą, obraz powrócił w ręce Tarnowskich. Najpierw został sprzedany przez Starzeńskich, wraz z całym majątkiem, Adamowi Potockiemu. Potem stał się własnością jego spadkobiercy, Artura Potockiego. Po śmierci magnata, właścicielką Góry Ropczyckiej została jego córka Zofia. Hrabianka Zofia Potocka w 1897 roku została żoną hrabiego Jana Zdzisława Tarnowskiego. We wianie wniosła m.in. Górę Ropczycką i wszelkie zgromadzone tam ruchomości. W tym obraz Rembrandta, który w 1815 roku kupił pradziadek Jana Zdzisława.

REMBRANDTOWA AFERA

Ponowne „odkrycie” jednego z pierwszych autoportretów Rembrandta (bo tak wówczas powszechnie uważano), stało się sensacją. W 1906 roku obraz został wypożyczony od Tarnowskich na wielką Wystawę Rembrandtowską w Lejdzie, uświetniającą uroczystości 300. rocznicy urodzin Rembrandta. Najwybitniejszy ówczesny znawca sztuki niderlandzkiego mistrza Cornelis Hofstede de Groot, nie miał wątpliwości, że obraz z Dzikowa to autentyczny Rembrandt. Podobnie jak autor katalogu wystawy, również wybitny badacz – rembrandtolog Wilhelm Valentiner.

W dwudziestoleciu międzywojennym o należącym do Tarnowskich „Autoportrecie” Rembrandta zrobiło się głośno za sprawą głośnego skandalu. W listopadzie 1927 roku, jedno z najbardziej opiniotwórczych pism kulturalnych, „Wiadomości Literackie”, oskarżyło Jana Zdzisława Tarnowskiego o to, że sprzedał obraz Rembrandta do Ameryki.

„Oto inny magnat, właściciel wspaniałego pałacu w Krakowie, tysięcy mórg lasów, pszennej ziemi, podobno w gronie przyjaciół pod największym sekretem zwierzył się, że sprzedał do Ameryki arcydzieło Rembrandta „Autoportret”. Za niem mają pójść obrazy innych mistrzów. „Autoportret” wywieziono w najściślejszej tajemnicy. Kupujący oprócz należnej ilości dolarów zobowiązał się dostarczyć kopji sprzedanego arcydzieła. Wieść o sprzedaży jest tak potworna, że wprost wierzyć się nie chce” – napisał znany autor Jan Wiktor.

Choć nazwisko Jana Zdzisława Tarnowskiego w kontekście samej sprzedaży nie padło, w tym samym artykule, pozornie bez związku, wymieniono Tarnowskiego jako … właściciela „Autoportretu” Rembrandta. Nikt z czytających nie mógł mieć wątpliwości o kogo, i o który obraz chodzi. Publikacja w „Wiadomościach Literackich” wywołała burzę. W ówczesnej prasie rozpętała się nagonka na Tarnowskich. Brały w niej udział zarówno brukowce, jak i gazety polityczne. Na aferę z domniemaną sprzedażą obrazu nałożyły się bowiem sympatie i antypatie polityczne dzielące ówczesną Polskę. Nagonki nie zmniejszyła nawet tragedia i pożar, który strawił w grudniu 1927 roku Zamek Dzikowski.

„Wiadomość o sprzedaży Rembrandta nietylko nie została zdementowana, ale autentyczność jej dzisiaj nie ulega już żadnej wątpliwości. „New York Times”, w którym ukazała się wiadomość o tej tranzakcji, podał nawet od siebie dokładny adres tego instytutu, w którym znajduje się autoportret Rembrandta, sprzedany podobno za 25 tysięcy dolarów” – donosił 28 marca 1928 roku „Głos Prawdy” (pisownia oryginalna – przyp. autora).

Tarnowscy w końcu zabrali głos w tej sprawie, wsparci przez sympatyzujący z nimi krakowski „Czas”. Według ich wersji, żadnej sprzedaży nigdy nie było, zaś obraz Rembrandta był za granicą w celu poddania go konserwacji. Dzieło niedługo potem publicznie pokazano.

W dwudziestoleciu międzywojennym informacje o dzikowskim autoportrecie Rembrandta przewijały się też w dyskusjach ekspertów. Głównie za sprawą sporów o to, czy jest to faktycznie dzieło holenderskiego mistrza. Wątpliwości co do tego nie miał Cornelis Hofstede de Groot, podobnie jak niemiecki historyk sztuki i badacz Carl Neumann. Autorstwo Rembrandta kwestionował za to uczeń Hofstede de Groot’a Gustaw Glück i niemiecki badacz, Kurt Bauch. W Polsce zajmował się „Autoportretem” m.in. profesor Tadeusz Mańkowski, który potwierdzał autorstwo Rembrandta.

TUŁACZKA

Po wybuchu II wojny światowej, syn Zdzisława Tarnowskiego, Artur Tarnowski, zabrał najcenniejsze dzieła sztuki zgromadzone w Dzikowie, m.in. rękopis „Pana Tadeusza” i właśnie „Autoportret” Rembrandta i wywiózł je do bezpiecznego, jak się wówczas wydawało, Lwowa. Zostały zdeponowane w Ossolineum. Tam też wpadły w ręce Sowietów, którzy 17 września 1939 roku zaatakowali Polskę od wschodu. Razem z innymi dziełami sztuki zostały znacjonalizowane i przekazane „ludowi pracującemu”.

Po wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej, Lwów został zajęty przez Niemców, którzy zainteresowali się zgromadzonymi w mieście dziełami sztuki. Badany był również należący do Tarnowskich „Autoportret” Rembrandta. Według Michała Glińskiego, autora opracowania „Lwowska Galeria Sztuki 1907 – 1944”, w 1943 roku obraz został przekazany do ekspertyzy do Biura Ochrony Sztuki Dawnej. Później znalazł się w spisie dzieł sztuki wywiezionych ze Lwowa i ukrytych przez Niemców w Nowym Wiśniczu pod Krakowem. Wymieniono go na pierwszym miejscu jako najcenniejsze dzieło pochodzące z Galerii Lwowskiej.

Po zakończeniu niemieckiej okupacji, obraz, wraz z innymi odzyskanymi dziełami sztuki, trafił do Muzeum Narodowego. Po wojnie długo nie poddawano w wątpliwość tego, że portret jest dziełem Rembrandta van Rijna. W drugiej połowie lat 50. pisał o tym w licznych publikacjach profesor Michał Walicki, wybitny historyk sztuki, ekspert od malarstwa holenderskiego. Autorstwo Rembrandta było też jasne dla innego autorytetu z dziedziny historii sztuki, profesora Jana Białostockiego. A jednak w dokumentacji Muzeum Narodowego portret przypisano anonimowemu „naśladowcy z kręgu Rembrandta”.

Można podejrzewać, że status „Rembrandta” obraz stracił w końcówce lat 60. W tym okresie na całym świecie doszło do „rzezi Rembrandtów”. Liczba obrazów, którym odmówiono autorstwa mistrza, szła w setki. Zdaniem niektórych, pozwolił na to postęp w metodach badawczych i nowoczesne narzędzia diagnostyczne, niedostępne dawnym ekspertom. Nie brak jednak też głosów, że w ten sposób specjalnie podniesiono wartość tych obrazów, które oficjalnie uznano za Rembrandty.

Wracając do portretu, który zdobi Zamek Tarnowskich w Tarnobrzegu, pozbawienie go w muzealnych spisach miana dzieła Rembrandta najprawdopodobniej zawdzięcza się profesorowi Antoniemu Ziembie. Ten uznany znawca malarstwa holenderskiego wykluczył, by obraz namalował Rembrandt van Rijn. Nie oznacza to, że kwestia autorstwa obrazu jest definitywnie zamknięta. Profesor A. Ziemba, choć jest uznanym autorytetem, również nie jest nieomylny. Zdarzyło się już, że obraz, któremu odmówił autorstwa Rembrandta, został jednak za dzieło mistrza oficjalnie uznany.

Jedynym sposobem, który mógłby przesądzić o tym, czy portret w Zamku Tarnowskich to oryginalny Rembrandt, czy też „tylko” dzieło jakiegoś malarza z kręgu mistrza, byłoby zlecenie przeprowadzenia specjalistycznej ekspertyzy jakiemuś znanemu, zagranicznemu ośrodkowi. Jednak koszt takiego badania pochłonąłby zapewne kilka rocznych budżetów Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega. Dlatego, przynajmniej na razie, pytanie Rembrandt czy nie Rembrandt pozostanie bez odpowiedzi.

PIOTR WELANYK

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

jurekjurek

2 1

w tarnobrzegu nie ma zadnego zamku 19:14, 25.12.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%