Zamknij

Nasz aktor zagrał u Woddy’ego Allena i w kultowym "Milczeniu owiec"

10:11, 01.01.2023 . Aktualizacja: 11:00, 01.01.2023
Skomentuj

Przed wojną jego rodzina prowadziła w Rynku sklep. Znajdował się parę kroków od słynnej Bramy Krakowskiej, jednej z wizytówek Szydłowa. Gdy wyjeżdżał z rodzinnego miasteczka zrobił sobie przed nim pamiątkową fotografię. Zachowała się do dziś. „Handel skór, M. Księski”– głosił szyld nad wejściem. Dom jeszcze stoi. Historia obeszła się z nim dużo łaskawiej niż z tymi, do których dawniej należał.

Szukanie nazwiska Księski w kinowych bazach może okazać się żmudne i niekoniecznie przyniesie rezultat. Co innego, jeśli wstuka się w wyszukiwarkę hasło Leib Lensky. Tu już jest lepiej. Wikipedia przytacza krótką notkę biograficzną: amerykański aktor żydowskiego pochodzenia, urodzony 15 grudnia 1903 roku w Szydłowie. Zmarł 2 maja 1991 roku w Nowym Jorku. No i jest jeszcze lista filmów, w których Lensky wystąpił. Jako ostatnie figuruje na tej liście „Milczenie owiec” – pierwszy, najlepszy i najgłośniejszy z serii thrillerów o Hannibalu Lecterze. Obraz obsypany został nagrodami. Jako jeden z pięciu filmów w całej historii kina zdobył „oscarowego pokera” – statuetkę w pięciu głównych kategoriach: najlepszy film, najlepszy aktor i aktorka, najlepsza reżyseria oraz najlepszy scenariusz. Przed „Milczeniem owiec” ta sztuka udała się jedynie takim hollywoodzkim hitom, jak „Ich noce” z 1934, „Lot nad kukułczym gniazdem” z 1975 roku oraz „Sprawa Kramerów” z 1979. Po „Milczeniu…” już żadna produkcja nie powtórzyła tego sukcesu.

PAN LANG

Leon Księski vel Leib Lenski chyba nieprzypadkowo dołączył do obsady genialnego thrillera. Z jego reżyserem, Jonathanem Demme, zetknął się już wcześniej, przy realizacji jednego z jego poprzednich filmów. Obraz nosił tytuł „Dzika namiętność”, a główne role grali Melanie Griffith i Jeff Daniels.

„Milczenie owiec” było ostatnim występem przed kamerami w karierze aktora z Szydłowa. Film w Stanach Zjednoczonych miał premierę 30 stycznia 1991 roku. Trzy miesiące później sędziwy Lenski zmarł.

Na ekranie pojawia się przez jakieś dwie minuty, w scenie z Jodie Foster. Jest to jednak epizod mocno zapadający w pamięć, jak zresztą sporo innych w jego dorobku.

Postać kreowana przez Leiba Lenskiego nazywa się Pan Lang. Starszy dżentelmen z charakterystyczną bródką i wąsami, w meloniku jest właścicielem kompleksu wynajmowanych klientom boksów, czy też przechowalni w Baltimore. Jedną z nich próbuje sprawdzić agentka Starling, bo zachodzi podejrzenie, że poszukiwany morderca ukrył tam dowody zbrodni, a być może również szczątki swoich ofiar. Pan Lang otwiera kluczem bramę, przypominającą garażową, ale trudno podnieść ją do góry, bo przez wiele lat nikt nie wchodził do środka. Jodie Foster przez moment bezskutecznie się z nią mocuje, a wtedy Lenski składa propozycję, że następnego dnia przyprowadzi syna, i być może on zdoła uporać się z oporną bramą. Ale to nie koniec. Teraz pora na najbardziej komiczny moment całej sceny. Lang przyjechał autem z własnym kierowcą. Potężny mięśniak siedzi przez cały czas za kierownicą. „A ten by nie pomógł?” – rzuca pytanie agentka Starling. „Mógłbym go poprosić, ale on nienawidzi pracować fizycznie” – odpowiada z rozbrajającą szczerością zagadnięty.

SHOWBIZNES

Wśród tytułów produkcji, w realizacji których uczestniczył Leib Lenski, jest m.in. bijący niegdyś rekordy popularności serial „Kojak” z Telly’m Savalasem w głównej roli. Przygody ogolonego na zero porucznika z nieodłącznym lizakiem w kąciku ust, zyskały uznanie widzów w wielu krajach świata, również w Polsce. Kompletną klapą okazał się natomiast film „Jennifer on my mind” Noela Blacka – jednego z reżyserów „Kojaka”. Jedną z głównych ról zagrał w nim wtedy jeszcze mało znany Robert de Niro. Jego gwiazda miała rozbłysnąć w pełni niedługo potem, po fenomenalnej kreacji w „Ojcu chrzestnym” Coppoli. Być może kontakty nawiązane z Blackiem na planie policyjnego serialu, zaowocowały później dla Leiba Lenskiego rólką kantora w filmie z de Niro.

Pierwszy z amerykańskich filmów na liście aktorskich dokonań aktora z Szydłowa to „Żegnaj Braverman” – obraz bez gwiazdorskiej obsady, który nie odbił się większym echem, ale godny odnotowania ze względu na nazwisko twórcy. Był nim jeden z wielkich mistrzów światowego kina Sidney Lumet. Wiele lat później Lenski pojawi się w obsadzie jednego z najwybitniejszych filmów Lumeta „Werdyktu” z Paulem Newmanem, Jackiem Wardenem i Jamesem Masonem w rolach głównych.

W 1975 roku Lenski wystąpił w kinowym debiucie reżyserki Joan Micklin Silver. Film nosił tytuł „Ulica Hester” i był adaptacją prozy Abrahama Cahana, słodko-gorzką opowieścią o konfliktach asymilacyjnych na początku dwudziestego wieku, jakie dotykają pewnej żydowskiej pary imigrantów. Gitl, wschodnioeuropejska Żydówka wraz z dzieckiem przybyła na wyspę Ellis w 1896, żeby połączyć się z mężem Jake’m. Tymczasem Jake porzucił swą dawną kulturę i zupełnie dobrze zaadoptował się w nowym środowisku. Ściął brodę i baki, a w dodatku znalazł sobie nową dziewczynę. Film spotkał się z dość ciepłym przyjęciem krytyków. Zdobył nawet nagrodę na festiwalu w Mannheim.

Rok 1980 przyniósł Lenskiemu epizodyczna rólkę w kiepskim horrorze z elementami czarnej komedii pt. „Świąteczne zło”. Fabuła w zarysie przedstawia się tak: pracownik fabryki zabawek, przeżył w dzieciństwie szok – przez przypadek był świadkiem zbliżenia erotycznego między matką a roznosicielem prezentów w przebraniu Świętego Mikołaja. Przed Bożym Narodzeniem podglądał dzieci sąsiadów i opisywał ich zachowanie w dwóch księgach: Dobrych i Złych Dzieci. Potem przebrał się w strój świętego i roznosił prezenty dla grzecznych dzieci, a przy okazji karał te niegrzeczne. Lenski pojawia się na ekranie tylko przez chwilę, jako jeden z mikołajów.

MAŁE PEREŁKI

W tym samym mniej więcej czasie aktor wystąpił gościnnie w amerykańskim serialu „Mur” w reżyserii Roberta Markowitza, poświęconym powstaniu w getcie warszawskim. Przy realizacji filmu pracował Jerzy Antczak, a w obsadzie znalazło się wiele znanych nazwisk: Rosanna Arquette, Tom Conti, Elli Wallach czy „nasza” Elżbieta Zającówna.

W drugiej połowie lat 80. zagrał Lenski w komedii Menahema Golana „Na brooklyńskim moście”, opowiadającym o człowieku, który kupił restaurację na Manhattanie i z powodu problemów finansowych zatrudnił w niej całą swoją rodzinę, by się odbić od dna.

Najzabawniejszym i najbardziej bodaj charakterystycznym epizodem w całej karierze aktora z Szydłowa był występ w jednym z pierwszych i zarazem najlepszych filmów Woody Allena – „Miłość i śmierć”. Postać, którą wykreował w nim Leib Lenski, to ojciec Andrej, sędziwy, „najbardziej pomarszczony w całym kraju” mnich-mędrzec, do którego udaje się po radę grana przez Diane Keaton Sonia. Lenski w tej scenie przypomina bardziej rabina niż prawosławnego popa. Starzec siedzi za stołem, po którym „spływa” aż na posadzkę długaśna broda. Nieopatrznie przydeptuje ją Sonia, za co spadają na nią gromy ze strony mnicha. Bohaterka skarży się duchownemu, że jej mąż, grany przez Allena Borys Gruszenko, ma samobójcze myśli. Mędrzec jest głuchy, nie bardzo dociera do niego to, co mówi kobieta, ale w końcu raczy ją nauką. Ta brzmi mniej więcej tak: przeżyłem wiele lat, a po licznych cierpieniach i zgryzotach doszedłem do wniosku, że najlepsze są… 12-letnie blondynki.

LOS

„Był uderzającą, choć drobną postacią” – napisał „New York Times”, informując o śmierci Lenskiego w maju 1991 roku. Aktor zmarł na raka wątroby w szpitalu Beth Israel. W notatce jest wzmianka, że miał 82 lata, a jeśli tak, to za właściwą datę urodzenia należałoby przyjąć inną, niż tę z Wikipedii – rok 1909. Gazeta odnotowała również, że występował w sztukach, filmach i programach telewizyjnych, grając zarówno w języku angielskim, jidysz, jak i hebrajskim. Popularny dziennik przytoczył jeszcze kilka istotnych faktów z życia zmarłego artysty – jak choćby ten, że przed przybyciem do Stanów, przez 17 lat mieszkał w Paryżu, gdzie był głównym aktorem w tamtejszym Yiddish Art Theatre. Nad Sekwaną miewał też epizody filmowe. Pojawił się m.in. w głośnym filmie Jeana Renoira „Grand Illusion”, znanym w Polsce pod tytułem „Towarzysze broni”. Widywano go także w hebrajskojęzycznych produkcjach realizowanych w Izraelu.

Do końca życia Leib Lenski pojawiał się zawsze na uroczystościach związanych z obchodami rocznicy śmierci Szoloma Alejchema, znakomitego pisarza, który zasłynął głównie jako autor „Dziejów Tewji Mleczarza”. Na podstawie tego utworu powstał potem głośny musical „Skrzypek na dachu”. Alejchem zmarł w Nowym Jorku w maju 1916 roku. W rocznicę jego śmierci zawsze spotykali się wielbiciele talentu pisarza, a także jego przyjaciele i krewni. Przez wiele lat z rzędu otwierał te spotkania właśnie Leib Lenski, czytając w jidysz teksty Alejchema.

PRZYWOŁANE Z NIEPAMIĘCI

Pod koniec życia Lenski przekazał do Instytutu Yad Vashem serię prywatnych zdjęć, na których widać członków jego najbliższej rodziny, a także znajomych z Szydłowa i Staszowa.

Nobliwie prezentują się dziadkowie aktora, Shmuel Yeshayahu i Yetele Gorfinkel, którzy prowadzili w Szydłowie zajazd. Babcia zmarła w wieku 90 lat na początku lat 30. Dziadek dożył 100 lat. Zmarł już podczas okupacji, w roku 1941 roku.

Na innym zdjęciu widać rodziców Lenskiego, Sarę i Meiera Księskich w otoczeniu dorastających już dzieci. Meir Księski był właścicielem sklepu ze skórami, znawcą Talmudu, aktywistą i szanowaną postacią wśród przedwojennej żydowskiej społeczności Szydłowa. Leib miał trzech braci, o imionach: Moshe, Avraham i Motel, a także młodszą siostrę Perl, zmarłą w 1925 r. Cała rodzina Księskich, włączając żony i dzieci Moshe i Avrahama, została zamordowana w 1942 r. Ocalał tylko Leon - Leib, który jeszcze przed wybuchem wojny wyjechał do Francji.

Na koniec jeszcze ciekawa historia o domu Księskich, którą opowiedział mi Kazimierz Feldo z Warszawy, emerytowany inżynier i projektant budowlany, a także tłumacz z języka rosyjskiego. Jego ojciec, Antoni Feldo, wiosną 1939 roku został przeniesiony z gminy Oględów do Szydłowa, gdzie pełnił funkcję zastępcy sekretarza urzędu gminnego. W sierpniu dostał kartę mobilizacyjną. Służył w wojskach łączności, walczył w obronie Lwowa, a potem trafił do sowieckiej niewoli. Z łagru w okolicach miasta Gorki jego i wielu innych jeńców pochodzących ze Śląska, Pomorza lub Wielkopolski wywieziono pociągami do Niemiec. Antoni Feldo trafił do stalagu w Bawarii. Po kilku miesiącach uzyskał zwolnienie ze względu na stan zdrowia. Wrócił do Szydłowa i objął dawne stanowisko.

– W 1942 roku, gdy już coraz głośniej mówiło się o wysiedleniu Żydów, Meir Księski umówił się z moim ojcem, że gdyby rzeczywiście do tego doszło, mamy zamieszkać w ich domu – opowiada Kazimierz Feldo. – Tak się też stało. Mieszkaliśmy w nim prawie dwa lata, do sierpnia 1944 roku.

Tamtego lata w rejonie Szydłowa toczyły się ciężkie walki. Miasteczko i okoliczne wsie zostały wysiedlone.

– Gdzieś tak pod koniec października, a może już w listopadzie, matka postanowiła, że trzeba przejść przez linię frontu i jakimś cudem dostać się do naszego dawnego domu. Zima była już blisko, a my mieliśmy tylko jakąś cienką odzież. Konieczne stało się zorganizowanie czegoś cieplejszego. Szliśmy powoli w stronę miasta i wtedy zaczął się silny ostrzał artyleryjski. Na szczęście Opatrzność nad nami czuwała. W okolicach wioski Grabki był taki mały betonowy mostek, pod którym znaleźliśmy schronienie. Schowało się tam również kilku niemieckich żołnierzy. Jeden był Ślązakiem. Powiedział matce, żeby nie iść główną drogą, bo jest zaminowana. Tak więc klucząc polami, przedarliśmy się w końcu do Szydłowa. Brama Krakowska stała, choć podziurawiona była pociskami. A z domu Księskich zostały tylko ściany. Dach i sufit zawaliły się zupełnie, a na podwórzu widać było ogromny lej po bombie. Ocalała piwnica, w której znaleźliśmy trochę ubrań – wspomina K. Feldo.

Po wojnie rodzina Feldów nie wróciła już do miasteczka. Antoni był sekretarzem w kilku różnych gminach, m.in. w Oleśnicy i Pacanowie. Potem pracował w Busku-Zdroju.

– Wiele lat po okupacji pojechałem do Szydłowa, zaszedłem na Rynek. Dom Księskich został odbudowany. Mieścił się w nim bar. Wszedłem, porozmawiałem z właścicielem, pozwolił się rozejrzeć. Dużo się zmieniło, ale niektóre szczegóły zostały takimi, jakimi je zapamiętałem – kończy swoją opowieść K. Feldo

PS Dziękuję Piotrowi Walczakowi z UM w Szydłowie za nieocenioną pomoc w gromadzeniu materiałów do tego tekstu.

Fot. Kadr z filmu "Miłość i śmierć" W. Allena

[ZT]200361[/ZT]

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

tomektomek

0 0

wasz to znaczy czyj? 17:28, 01.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%