Zamknij

Magdalena Cudzik - Najlepszy - Najpopularniejszy Trener 2019 Roku w powiecie sandomierskim

09:34, 03.03.2020 KR
Skomentuj

W poprzednim tygodniu zapadły rozstrzygnięcia odnośnie IV Sportowego Plebiscytu "Tygodnika Nadwiślańskiego". W kategorii Najlepszy - Najpopularniejszy Trener 2019 Roku w powiecie sandomierskim zwyciężyła Magdalena Cudzik, która pracuje jako szkoleniowiec w największej akademii MMA w Anglii. Sama też czynnie uprawia mieszane sztuki walki. W drugim tegorocznym numerze "TN" odkrywaliśmy jej postać. Serdecznie zapraszamy do lektury!

CZYTAJ TAKŻE:

Iwona Szczur - Sportowiec 2019 Roku w powiecie tarnobrzeskim

"Na ringu czuję, że żyję"

Można odnieść wrażenie, że w tym sporcie nie ma litości - zawodniczki okładają się pięściami po całym ciele, również po głowie i twarzy, kopią się, powalają na ziemię. - Oczywiście, jest ból, ale w czasie walki nie zwraca się na niego uwagi - mówi związana z Sandomierzem Magdalena Cudzik. Jest ona zawodniczką MMA, czyli mieszanych sztuk walki (ang. mixed martial arts). Walczy na ringu i pracuje jako trenerka w największej akademii tej dyscypliny sportu w Anglii.

- Nie wygląda pani na zawodniczkę MMA - mówię, witając się z moją rozmówczynią. Magdalena Cudzik, szczupła, średniego wzrostu blondynka o bardzo sympatycznym uśmiechu, jest niewątpliwie zaprzeczeniem stereotypowego wyobrażenia o kobietach uprawiających tego typu dyscypliny sportu. - Wiem - odpowiada. - Słyszałam to już wielokrotnie, również w miejscu, gdzie pracuję. Przychodzący na siłownię początkowo tak średnio dowierzają, że to ja jestem trenerem. Muszę to udowodnić - rzucić niedowiarkiem o matę i wykręcić rękę. Wtedy zaczynam być traktowana poważnie. Magdalena Cudzik jest jednym z głównych trenerów w BST Academy w Northampton - w tym samym miejscu, gdzie sama poznawała tajniki sztuk walki. Prowadzi zajęcia mieszane z brazylijskiego jiu-jitsu dla kobiet i mężczyzn, zajęcia z samoobrony dla pań oraz treningi personalne, czyli z jednym uczestnikiem. Czasami również konfrontuje swoje umiejętności z najlepszymi z najlepszych, jak choćby Danny Betten, legenda MMA.

MIAŁA BYĆ ADWOKATEM

Magdalena Cudzik uprawia MMA od sześciu lat. Ze sportem związana jest znacznie dłużej. Przyznaje, że próbowała swoich sił w najróżniejszych dyscyplinach. - Sztuki walki zawsze mi się podobały. Nie było jednak gdzie ich trenować. W czasach, gdy chodziłam do szkoły, do gimnazjum w Dwikozach, a potem do Collegium Gostomianum w Sandomierzu, w naszym regionie dopiero się rozwijały. Podczas studiów natomiast nie miałam na nie czasu - wspomina zawodniczka. Pani Magdalena studiowała równolegle dwa kierunki - pedagogikę i prawo, oba w systemie dziennym, jednocześnie pracując. Gdy skończyła studia, postanowiła zrobić sobie nieco dłuższą przerwę od obowiązków i na kilka miesięcy wy- jechać za granicę, żeby odpocząć i pozwiedzać. Po powrocie do kraju miała rozpocząć aplikację adwokacką. - Zakochałam się jednak w MMA i nie tylko... - wspomina z uśmiechem. Był styczeń 2014 roku, trzeci miesiąc pobytu w Northampton. Znajomi zaproponowali pani Magdzie wspólne wyjście na trening mieszanych sztuk walki. Nie wahała się ani chwili. Na początku, jak przyznaje, była lekko oszołomiona. - Grappling, stójka, ciosy, kopanie, sprowadzenie do parteru, parter, rzuty... Cała masa chwytów i technik. Nie miałam pojęcia, jak je stosować, w jaki sposób je ze sobą połączyć. Miałam jednak to szczęście, że zaczęłam trenować mieszane sztuki walki, wszystkie ich elementy na każdym poziomie równolegle, pod kątem MMA. Nie miałam trudnych do pozbycia się nawyków, jak ci, którzy opanowali wcześniej jakąś konkretną sztukę walki - opowiada Magdalena Cudzik. MMA wciągnęło ją bardzo mocno. Chodziła na siłownię dwa razy dziennie sześć, a czasami nawet siedem dni w tygodniu. Ćwiczyła tak intensywnie, że trener musiał przypominać jej o konieczności odpoczynku. Efekty były: w ciągu dwóch lat osiągnęła tyle, ile osoby trenujące dwa razy w tygodniu przez cztery czy pięć lat. Dodatkowo, po kilku miesiącach z MMA, zaczęła ćwiczyć brazylijskie jiu-jitsu. Gdy zostawało trochę czasu, chodziła również na zapasy i na tajski boks. Tajniki tego drugiego sportu poznawała też u źródeł - w Tajlandii.

RACHUNEK SUMIENIA I WYMIANA CIOSÓW

Klatka, czyli otoczony siatką ring. Dozwolone są rzuty, ciosy pięściami, ale również kopnięcia i duszenia. Wokół żądna wrażeń, a może i krwi, publiczność. Jakie emocje towarzyszą takiej chwili? - To wybuchowa mieszanka różnych uczuć - mówi pani Magdalena. - Zawsze jest rachunek sumienia - czy zrobiłam wszystko co możliwe, by dobrze przygotować się do startu, czy jestem przygotowana na 100 procent. Pojawiają się również myśli, czy nie zawiodę bliskich i znajomych. Jest to jednak błędne myślenie. Komuś łatwo jest powiedzieć: "Liczę na ciebie". Ale to my ciężko pracujemy na efekt. - Jest jeszcze potężna dawka adrenaliny - kontynuuje nasza rozmówczyni. - Nie ma zawodnika, który nie byłby zestresowany przed walką. Jest tylko kwestia, jaki da to efekt. Adrenalina może bowiem totalnie zamrozić, a może dodać skrzydeł. Ale jest zawsze. Najpierw, gdy wchodzę na ring, staram się rozpoznać mojego przeciwnika, jego mocne i słabe strony. Potem muszę albo dotrzymać mu tempa, albo go przegonić. Magdalena Cudzik ma za sobą dwa pojedynki na ringu. Oba wygrane. Podkreśla, że dla niej każdy, kto decyduje się na walkę, niezależnie od wyniku, to kozak, osoba zasługująca na uznanie. - Wchodzimy do "klatki" i stajemy twarzą w twarz z przeciwnikiem. Ten, kto tego nie doświadczył, nie ma pojęcia, jakiej odwagi to wymaga - podkreśla zawodniczka. Dobra technika oraz ciężka, systematyczna praca - to, jak wyjaśnia pani Magdalena, decyduje w walkach MMA o sukcesie. Na pierwszym miejscu jednak stawia ona psychikę. - Widziałam chłopaków, którzy w czasie walki padali już na deski, później jednak się podnosili i walczyli dalej. Nie myśleli o zmęczeniu i o tym, że nie mają już oddechu. Na bezdechu, dzięki ogromnemu zawzięciu, potrafili wygrać - mówi pani Magda. Po drugiej walce Magdalena Cudzik otrzymała jeszcze kilka podobnych propozycji. Przyjęła je, ale na kilka dni przed starciem jej przeciwniczki się wycofywały. W ostatnim roku myśleniu o walkach i przygotowaniom do nich nie sprzyjały częste podróże. - A mam taki charakter, iż muszę być pewna, że jestem przygotowana co najmniej na 100 procent - zaznacza. Powrót na ring zaplanowała na ten rok. Mają to być już walki zawodowe. Tam, jak tłumaczy, każdy start jest bardzo ważny, każdy wynik zapisuje się na koncie zawodnika. Powrotu do walk amatorskich już nie ma. M. Cudzik z powodzeniem startuje również w zawodach jiu-jitsu. - Mam 31 lat i jeszcze kilka lat kariery przed sobą - stwierdza. Ucząc innych, sama również wciąż się szkoli. Śledzi na bieżąco treningi i walki w internecie. Jak twierdzi, od jiu-jitsu i MMA nie ma przerwy. Nie spowodowało jej nawet to, że postanowiła zostać mamą. - Nie przestałam trenować do siódmego miesiąca ciąży. Oczywiście, robiłam to z głową. Nie był to gigantyczny wysiłek fizyczny, a bardziej podtrzymywanie techniki. Na matę wróciłam już po trzech tygodniach po porodzie. Swoją wagę odzyskałam po miesiącu - opowiada trenerka. Najpierw chodziła na treningi z synkiem w wózku, a później zabierała dla niego rozkładane łóżeczko turystyczne. Trzyletni obecnie Nathaniel bardzo lubi chodzić z mamą na siłownię. Wręcz uwielbia matę, w domu już próbuje jiu-jitsu. Obserwuje swoich rodziców i ich naśladuje. Tata chłopca również trenuje i uczy sztuk walki. - Chciałabym, żeby nasz synek wiedział, co to jest MMA i jiu-jitsu. Nie musi uczestniczyć w zawodach, ale ważne jest, aby umiał się bronić - podkreśla pani Magda.

ULICA TO NIE KLATKA

W MMA, tłumaczy Magdalena Cudzik, o sukcesie w większym stopniu niż siła decyduje technika. To ona sprawia, że zawodniczka potrafi poradzić sobie z pozornie znacznie silniejszymi od niej mężczyznami. - Gdy zaczęłam trenować sztuki walki, zdarzało się wielokrotnie, że faceci chcieli mi pokazać, kto jest silniejszy. Tak nauczyłam się przeciwstawiać im ich własną siłę. Na przykład, kiedy ktoś siedząc na mnie, przyciska mnie rękoma, mogę po prostu przesunąć te ręce. Gdy wiadomo, gdzie przeciwnik traci balans, można to wykorzystać - wyjaśnia nasza rozmówczyni. Na ulicy, na szczęście, pani Magdalena nie musiała jeszcze wykorzystywać swoich umiejętności. Przydały się one natomiast we wcześniejszej pracy - w kasynie. Tam, jak przyznaje, kilka razy musiała się bić. - Agresorzy zostali obezwładnieni. Najprawdopodobniej mnie nie doceniali. Myśleli pewnie: "Co ona może?" Podczas pracy w ochronie nauczyłam się nie oceniać ludzi po wyglądzie. Magdalena Cudzik przyznaje, że choć opanowanie sztuk walki zwiększa jej poczucie bezpieczeństwa, to w sytuacji zagrożenia wolałaby uniknąć konfrontacji. - Im dłużej trenuję, tym bardziej bałabym się bić na ulicy, gdyż wiem, czym może się to skończyć. Na ulicy nie ma bowiem żadnych zasad. Jest siła przeciwko sile. Gdybym zatem stanęła przed wyborem: oddać torebkę czy walczyć z napastnikiem, wybrałabym to pierwsze - podkreśla trenerka. Takie zasady wpaja kobietom, które przychodzą uczyć się samoobrony. Przekonuje je, że żadna sztuka walki i żaden chwyt nie zapewnia stuprocentowego bezpieczeństwa. - Gdy na pierwszym spotkaniu mówię paniom, że będziemy robić przysiady, pompki i będziemy biegać, odpowiadają, iż nie przyszły ćwiczyć, tylko uczyć się samoobrony. Tłumaczę wtedy, że im jesteśmy silniejsze, tym skuteczniejsza jest samoobrona. Owszem, chwyty mogą pomóc, ale co zrobić w sytuacji, jeśli nie da się ich zastosować? Powtarzam dziewczynom również to, że zawsze najlepszą formą samoobrony jest ucieczka - zaznacza Magdalena Cudzik. Czy mieszane sztuki walki to sport dla każdej kobiety? Trenerka z Northampton odpowiada twierdząco. Zastrzega jednak, że jeśli chce się je uprawiać profesjonalnie, nie obędzie się bez wyrzeczeń - trzeba zadbać o odpowiednią dietę i liczbę godzin snu, nie ma mowy o używkach. Zainteresowanie MMA rośnie, i to bardzo szybko. Sport ten wchodzi na coraz wyższy poziom. Tak jest także w Polsce. W naszym kraju są znakomite zawodniczki. Joanna Jędrzejczyk znana jest na całym świecie. Magdalena Cudzik nie kryje radości z faktu, że MMA można już trenować w naszym regionie - w jednym z klubów w Stalowej Woli, w Sandomierzu natomiast, zaledwie kilka kilometrów od jej rodzinnego Mściowa, odbywają się zajęcia brazylijskiego jiu-jitsu. W czasie świątecznej przerwy zawodniczka miała okazję poćwiczyć tam z trenerem Mariuszem Stolą. Czy nie kusi jej, by wrócić w rodzinne strony i  tutaj kształcić adeptów sztuk walki? - Kiedyś na pewno chciałabym tu wrócić. Mówi się, że im dłużej mieszka się w jakimś miejscu, to tym mocniejszy jest związek z nim. W moim przypadku jest odwrotnie - im dłużej mieszkam w Anglii, tym bardziej tęsknię za rodzinnymi stronami. Sporo podróżowałam po świecie, ale nigdzie nie czuję się tak dobrze jak tutaj - podkreśla.

SINIAKI, ZMĘCZENIE I WIELKA SATYSFAKCJA

Moja rozmówczyni przestrzega, i to zdecydowanie, aby nie utożsamiać MMA z agresją. W tym sporcie, jak przekonuje, nie ma więcej przemocy niż choćby w siatkówce, koszykówce, rugby czy piłce nożnej. Jak przyznaje: jest ból, choć w czasie walki nie zwraca się na niego uwagi; to, że są siniaki czy nadwyrężenia to oczywiste. Nieodłącznym elementem MMA jest zmęczenie. - I to tak głębokie, że każdą wolną chwilę i każdą cząstkę sił przeznaczam na odpoczynek - dodaje pani Magdalena. Od zadania tego pytania trudno mi się powstrzymać: Dlaczego pani to robi? - Ten sport bardzo mi się podoba. Mam spokojną rodzinę. Nigdy nie było w niej krzyków, nie mówiąc o przemocy. Sama boję się przemocy. Unikam kłótni. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym kłócić się z kimś na ulicy. Ale kiedy wchodzę do "klatki", gdzie jestem tylko ja i przeciwnik, nawet wtedy, gdy na moją głowę spadają ciosy, czuję, że żyję. To sprowadza mnie na ziemię. Człowiek może siebie samego zaskakiwać - tym, na co go stać i jak dużą siłę ma w sobie - mówi Magdalena Cudzik.

Małgorzata Płaza-Skowron

(KR)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%