Zamknij

Dodaj komentarz

Samozbiory zrobiły "karierę". Zaczęło się od rolnika spod Sandomierza

Joanna Zych Joanna Zych 16:54, 04.11.2025 Aktualizacja: 17:00, 04.11.2025
1 Rolnikom coraz częściej nie opłaca się zatrudniać pracowników Rolnikom coraz częściej nie opłaca się zatrudniać pracowników

Samozbiory, czyli możliwość samodzielnego zbierania owoców i warzyw prosto z pola, stały się coraz głośnym tematem w całej Polsce. O zjawisku tym piszą zarówno branżowe i sadownicze portale, jak i ogólne serwisy informacyjne. Jeszcze kilka lat temu samozbiory kojarzyły się głównie z krajami zachodniej Europy i Stanami Zjednoczonymi, dziś coraz częściej spotkać je można także w naszym regionie. Dla rolników to sposób na ograniczenie kosztów zbioru, dla konsumentów okazja do zakupu świeżych produktów w korzystniejszej cenie.

Mechanizm samozbiorów jest prosty. Rolnik udostępnia swoje pole lub sad klientom, którzy sami zbierają owoce albo warzywa i płacą za nie według ustalonej stawki. Ogłoszenia pojawiają się w internecie, mediach społecznościowych oraz na lokalnych tablicach ogłoszeń. Powstają też grupy społecznościowe łączące producentów i konsumentów zainteresowanych zakupem bez pośredników, co skraca drogę od pola do stołu.

Na Gałkowicach się nie skończyło

Również w naszym regionie samozbiory zyskują popularność. Niedawno głośno było o rolniku z Gałkowic, który zamiast marnować niesprzedaną paprykę, postanowił ją rozdawać. Jego gest pokazał, jak trudna jest obecnie sytuacja producentów warzyw. Wysokie koszty pracy i niskie ceny skupu sprawiają, że dla wielu rolników bardziej opłacalne staje się zaproszenie konsumentów na pole niż zatrudnianie sezonowych pracowników.

[ZT]226075[/ZT]

Podobne wnioski wyciągnął Piotr Sulicki z Sośniczan w gminie Koprzywnica, który po raz pierwszy zorganizował samozbiór kapusty.

– Przede wszystkim nie wyrabiam się ze zbiorem, a cena kapusty jest taka, że nie za bardzo się opłaca wynająć ludzi – mówi rolnik. – Na giełdzie jeszcze trzy tygodnie temu główka kosztowała około 3 zł, a w niektórych kwaszarniach za kilogram proponują 30 groszy. Po odliczeniu kosztów zbioru, paliwa i nawozów to się po prostu nie kalkuluje. Dlatego ustaliłem cenę 2 zł za sztukę, myślę, że to jest cena uczciwa, żebym ja coś zarobił, a ktoś sobie po prostu taniej kupił warzywa, na kiszenie czy na gołąbki.

Piotr Sulicki uprawia około hektara kapusty. Ogłoszenie o samozbiorze zamieścił na portalu MyZbieramy.pl, wyznaczając termin od poniedziałku, 13 października, aż do wyczerpania zapasów. Za symboliczną opłatą każdy mógł przyjechać, wejść na pole i samodzielnie ściąć główki. Jak podkreśla, wcześniej zdarzało się, że ludzie spontanicznie zatrzymywali się przy sadzie i kupowali jabłka prosto od gospodarza. Wielu było zaskoczonych, jak niewielką część ceny sklepowej stanowi kwota, którą otrzymuje rolnik.

– Ludzie często myślą, że gospodarz dostaje połowę ceny sklepowej. Niestety tak nie jest. Dlatego pomyślałem, że skoro są chętni, to czemu nie spróbować w bardziej zorganizowanej formie – dodaje. Oprócz kapusty oferuje również jabłka w cenie 2 zł za kilogram.

Rolnikom coraz częściej nie opłaca się zatrudniać pracowników, a nawet jeśli chcieliby, mają z tym realny problem. Coraz trudniej znaleźć chętnych do pracy sezonowej, mimo rosnących stawek. Lokalne strony ogłoszeniowe pełne są ofert typu „zatrudnię do zbioru jabłek, 25 zł za godzinę”, ale odzew jest niewielki. Rolnicy przyznają, że znalezienie rąk do pracy bywa niekiedy większym wyzwaniem niż samo prowadzenie upraw.

Weekend na polu zamiast w sklepie

Choć samozbiory w Polsce wciąż raczkują, wszystko wskazuje na to, że trend będzie się rozwijał. W dobie rosnących kosztów i coraz większego zainteresowania lokalną żywnością mogą stać się stałym elementem rolniczego krajobrazu także w powiecie sandomierskim. Dla konsumentów to nie tylko tańsze zakupy, ale też ciekawe doświadczenie. Można spędzić czas na świeżym powietrzu, pokazać dzieciom, jak rosną warzywa i owoce, a przy okazji zrobić zapasy na zimę. Dla wielu rodzin to również sposób na weekendową wycieczkę z praktycznym efektem.

Sadownicy podkreślają, że samozbiory nie zagospodarują całej krajowej produkcji, ale przynoszą wiele niemierzalnych korzyści. To szansa na edukację konsumentów, poznanie realiów pracy rolników, sięganie po krajowe produkty i atrakcyjną formę spędzenia czasu.

W tle pojawia się jednak inny, poważny problem. Producenci jabłek coraz głośniej alarmują o nowym sposobie ustalania cen przez sieci handlowe. Redakcji portalu Sad24.pl tłumaczą, że tradycyjne umowy zastępowane są systemem aukcyjnym, działającym na zasadzie „kto tańszy, ten lepszy”. Dostawcy konkurują ceną, a kontrakty trafiają do tych, którzy zaoferują najniższe stawki. Wraz z rosnącą popularnością samozbiorów narasta również niezadowolenie konsumentów. W internecie nie brakuje komentarzy krytykujących markety. Użytkownicy zwracają uwagę, że rolnicy sprzedają warzywa za złotówkę, podczas gdy ceny w sklepach pozostają wysokie.

Wzorem Francji

Coraz częściej pojawiają się głosy, by wzorem francuskiej ustawy EGalim 2 wprowadzić obowiązek informowania konsumentów o cenie zapłaconej producentowi. Ma to zapobiegać sytuacjom, w których sklepy zarabiają krocie, a rolnik otrzymuje jedynie ułamek wartości produktu. Zwolennicy takiego rozwiązania przekonują, że większa przejrzystość cen zwiększyłaby świadomość konsumentów i poprawiła sytuację finansową lokalnych producentów.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi Stefan Krajewski podczas konferencji w Nowej Soli zapowiedział działania mające wesprzeć sektor.

– Rolnicy potrzebują dziś konkretnych narzędzi finansowych i jasnych zasad wsparcia. Dlatego reagujemy na bieżące potrzeby sektora, zapewniając mu płynność i przewidywalność – podkreślił minister. Zapowiedział też spotkanie z przedstawicielami organizacji rolniczych, które odbędzie się 16 października w Warszawie.

Minister Stefan Krajewski zwrócił również uwagę na konieczność skracania łańcucha dostaw i lepszej organizacji producentów. Dodał, że poprosił UOKiK o zbadanie potencjalnych zmów cenowych na niektórych rynkach. – To ważne, by ceny w skupach i w sklepach były bardziej adekwatne. Nie może być tak, że rolnik sprzedaje po złotówce, a konsument płaci dziewięć – zaznaczył minister Krajewski.

Samozbiory mogą stać się chwilowym sposobem na kryzys w rolnictwie, przynoszą więc wiele korzyści, ale wymagają dobrej organizacji. Przykład z Dąbrowicy w powiecie leżajskim pokazuje, jak łatwo może dojść do nadużyć. Plotka o rozdawaniu ziemniaków sprowokowała tłumy ludzi, którzy wynieśli łącznie 150 ton warzyw. Właściciel gorzelni, do którego należały warzywa, podkreślał, że był to jego towar i nie zamierzał oddawać plonów za darmo.

Każda akcja samozbioru powinna być więc dokładnie zaplanowana. Niezbędne jest ogrodzenie pola lub wyznaczenie strefy dla odwiedzających, kontrola dostępu, jasne godziny zbioru i obecność osoby nadzorującej. Pozwala to uniknąć chaosu i sytuacji, w których uczestnicy wchodzą na nieprzeznaczone dla nich części pola.

[ZT]227117[/ZT]

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz (1)

SanSan

0 0

Czy wy macie mózgi!!!! Czy zadaliście to pytanie Piwnikowi-staroście sandomierskiemu i jednocześnie wiceprzewodniczącego psl w świętokrzyskim. Przecież minister rolnictwa to psl. Ale jak dojdzie do wyborów to durni wyborcy zagłosująna psl. ZERO współczucia.

17:40, 04.11.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%